Zdaniem fiakrów ekolodzy użyli gazu łzawiącego i to miało być przyczyną bójki, do której doszło w niedzielę podczas protestu na trasie do Morskiego Oka. Innego zdania są obrońcy zwierząt, zaś policja mówi o niezwiązanych z żadną grupą osobach, które szukały zadymy. Funkcjonariusze na razie badają nagrania, które powstały podczas incydentu. Tymczasem strony konfliktu oraz starosta powiatowy zapowiadają zawiadomienia do prokuratury.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, pokojowy protest przerodził się w bójkę. Co do niej doprowadziło? Zdaniem fiakrów, wszystkiemu winni byli obrońcy zwierząt.
– Ekolodzy użyli gazu łzawiącego w stosunku do koni. Po oczach dostał też jeden chłopak. To wszystko doprowadziło do awantury - opisuje Stanisław Chowaniec, szef fiakrów, wożących turystów do Morskiego Oka.
Inaczej całą sytuację widzą obrońcy zwierząt.
– Siedzieliśmy na trasie, w pewnym momencie jeden z fasiągów ruszył i zaczął taranować tłum. Wszystko zrobiliśmy w obronie własnej - twierdzi Mariola Włodarczyk z organizacji broniącej praw zwierząt, znajoma poturbowanego chłopaka. - Nasi inspektorzy mają przy sobie gaz łzawiący, ale jeśli został on użyty, to tylko w obronie własnej - podkreśla.
Jeszcze inną wersję wydarzeń zakłada policja.
– Nie posiadam informacji o tym, by użyty został gaz łzawiący. Na razie wszystko jest sprawdzane. Badamy nagrania (które powstały podczas incydentu, np. z kamer, telefonów - red.). Niewykluczone, że komuś zostaną postawione zarzuty - mówi Roman Wieczorek z zakopiańskiej policji. - W awanturze uczestniczyły osoby niezwiązane z żadną ze stron i prawdopodobnie one doprowadziły do zaognienia konfliktu. Po prostu szukali "zadymy". Te osoby zostały jednak wylegitymowane - zaznacza.
"To się skończy na wokandzie"
Anna Plaszczyk z fundacji Viva zapowiada, że w najbliższym czasie do prokuratury trafią zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstw dotyczących m.in. narażenia na utratę zdrowia lub życia poprzez wjechanie w tłum zaprzęgiem konnym.
Jak mówi z kolei Wieczorek, manifestujący mieli zgodę na protest, ale nie mieli pozwolenia na zablokowanie drogi powiatowej. W związku z tym zawiadomienie do prokuratury chce złożyć także starostwo powiatowe.
- Nie mieliśmy informacji o tym, że droga zostanie zablokowana. Ekologom może chodzić o jakieś prywatne interesy, ale na pewno nie chodzi im o prawa zwierząt - stwierdza Andrzej Gąsienica Makowski, starosta tatrzański.
Fiakrzy też zapowiadają złożenie zawiadomienia do prokuratury.
- To się skończy na wokandzie. Ekolodzy negują ekspertyzy i piszą bzdury. Gdzie tu jest granica zdrowego rozsądku? - pyta Chowaniec. - Nie można nam zarzucić, że przeciążamy konie, bo to nieprawda - podkreśla.
Pęknięta kość, podbite oko
W wyniku awantury poturbowany został jeden z protestujących. Został przewieziony do szpitala.
- Ma pękniętą kość szczękową, podbite oko. Na pewno będzie zeznawał na policji - mówi Włodarczyk. Poturbowany mężczyzna opuścił już szpital.
Konie pracują za ciężko?
Protest to odpowiedź ekologów na wyniki badań wysiłkowych koni na trasie do Morskiego Oka, przeprowadzonych pod koniec października. Specjalna aparatura zainstalowana w wozie ciągniętym przez dwa konie, miała zmierzyć, jak ciężko zwierzęta pracują na turystycznej trasie. Po zakończeniu eksperymentu zapis z urządzenia przekazano hipologowi i obrońcom praw zwierząt do interpretacji.
Wyniki ich analiz okazały się jednak sprzeczne.
- Z opracowanej przez obrońców praw zwierząt opinii wynika, że wóz przeciążony jest o ponad 900 kg, natomiast opinia hipologa z Uniwersytetu Przyrodniczego świadczy, że konie nie pracują zbyt ciężko - informował Szymon Ziobrowski, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Zdaniem ekologów wozy są jednak przeciążone i to właśnie z tego powodu zablokowali w niedzielę trasę do Morskiego Oka.
"Konie jak maszynki do robienia pieniędzy"
- To nerwowa sytuacja, ale dla tych koni nie była niczym nadzwyczajnym, biorąc pod uwagę to, jak żyją i jak umierają. Konie nad Morskim Okiem traktowane są jak maszynki do robienia pieniędzy, a zwierzęta w Polsce traktowane są jak rzeczy, bo takie mamy prawo - mówi Dorota Sumińska, lekarz weterynarii. - Zwierzęta, tak jak ludzie, negatywnie reagują na stresujące sytuacje takie jak hałas i tłum. Te konie na pewno się bały i to może odbić się na ich zdrowiu - zaznacza.
To już kolejny protest na trasie do Morskiego Oka. Pod koniec sierpnia grupa 70 aktywistów wystąpiła przeciwko konnym zaprzęgom, wożącym turystów na Morskie Oko w Tatrach. Przeszli szlakiem z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy z transparentami nawołującymi do "Ratowania koni z Morskiego Oka". Wtedy jednak manifestacja przebiegła pokojowo.
Chcą likwidacji fasiągów
Obrońcy praw zwierząt domagają się całkowitej likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka.
Przeciwni są m.in. hipolodzy, środowiska akademickie, Związek Hodowców Koni oraz Główny Lekarz Weterynarii.
Autor: mmw/mz / Źródło: TVN24 Kraków, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24