"Po zamknięciu drzwi na klucz, kazał mu zdjąć spodnie i przez około 5 minut dotykał jego penisa" - to relacja jednej z nieletnich ofiar księdza pedofila, który przez lata molestował dzieci ze swojej parafii. Duchowny cieszył się jednak dobrą opinią i pierwszy wyrok dostał w zawieszeniu. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Jest kwiecień 2007 roku. W szkole podstawowej koło Tarczyna z klasy wybiega 13-letni chłopak. Jest roztrzęsiony. Przed chwilą oberwał od księdza w głowę. To przelało czarę goryczy. Tego dnia wraca do domu i opowiada matce tę historię.
"W 2005 roku ksiądz zabrał go do zakrystii kościoła św. Ducha w miejscowości Werdun (…) i tam, po zamknięciu drzwi na klucz, kazał mu zdjąć spodnie i przez około 5 minut dotykał jego penisa".
Szybki proces
To cytat z akt sprawy. Na podstawie dokumentów z sądu odtwarzamy koszmar, który trwał przez lata.
12 lat temu ksiądz Piotr D. był proboszczem w parafii św. Ducha. Do tej pory ma tu świetną opinię. Jest popularny wśród swoich uczniów. Kupuje im lody, organizuje czas po szkole. Wiele osób przymyka oko na to, że ma słabość do alkoholu i papierosów, że bywa porywczy, także wobec uczniów. Nikt jeszcze nie wie co dzieje się w jednej z klas.
"To działo się najpierw w klasie za biurkiem, później zdarzało się w szatni, jak nikogo nie było, później na zakrystii, jak rozmawialiśmy i podlewaliśmy księdzu kwiatki" - brzmi relacja jednej z jego ofiar.
Chłopiec, którego imienia nie możemy ujawniać, był molestowany od drugiej do szóstej klasy. Ksiądz wykorzystywał chwile gdy zostawali sami. "Ja się nie zastanawiałem, dlaczego ksiądz mi to robi. Jak nosiłem później spodnie na pasek, to ksiądz próbował, ale nie mógł".
Trzy miesiące po pierwszym zgłoszeniu ksiądz Piotr zostaje aresztowany. Przyznaje się do winy. Nie potrafi wyjaśnić, dlaczego molestował chłopca. "Nie zdawałem sobie sprawy i nie sądziłem, że robię krzywdę dziecku".
Pierwszy proces jest krótki. Ksiądz zostaje skazany na dwa lata bezwzględnego więzienia. Odwołuje się od wyroku, a w obronie księdza występują parafianie. Sąd w drugiej instancji zmienia wyrok na karę w zawieszeniu. W uzasadnieniu powołuje się między innymi na zobowiązanie kurii warszawskiej.
"Kuria Metropolitarna w wypadku warunkowego zawieszenia kary zobowiązała się do skutecznego i bezwzględnego nadzoru nad przestrzeganiem i wykonywaniem wszystkich środków karnych, w tym bezwzględnego zakazu działalności związanej z kontaktem, wychowaniem i edukacją małoletnich".
Dramat uczniów trwa
Kardynał Nycz przenosi księdza 40 kilometrów na północ do ośrodka w Pilaszkowie. Tam ksiądz D. ma być pilnowany przez kościelnego kuratora. Ale nadzór zawodzi na całej linii.
- Ksiądz powinien zostać wyrzucony ze stanu kapłańskiego - mówi Mariusz Milewski z Fundacji "Nie lękajcie się". - Bo wszyscy w Kościele mówią, że nie ma miejsca dla pedofilii. A tu się okazuje, że mało tego, że arcybiskup się wstawia za księdzem, to jeszcze znajduje mu miejsce w domu opieki, gdzie ksiądz sprowadza sobie inne dzieci. Więc nadzoru nie ma żadnego - podkreśla.
Dramat uczniów z Werduna trwa.
"Ksiądz Piotr D. molestował go w ten sposób, że poruszał swoją dłonią jego penisa, wkładał mu dłoń w slipy i tam bawił się penisem. Robił to kilka razy w miesiącu, a ostatni raz doszło do tego w wakacje tego roku" - to notatka policyjna z końca 2010 roku.
Trzy lata po pierwszej sprawie jeden z chłopaków przyznaje się swojej koleżance ze szkoły, że ksiądz nadal go molestuje. Sprawa trafia na policję.
Okazuje się, że Piotr D. nie przejął się sądowym zakazem zbliżania do nieletnich. Zaraz po wyjściu na wolność zaczął wydzwaniać do swoich byłych uczniów. Dwóch z nich jest molestowanych regularnie. W sumie przez dziewięć lat.
"To było wtedy, jak on już był w nowej parafii w Pilaszkowie. Wtedy właśnie chodziliśmy do niego razem i tam obnażaliśmy się przed księdzem. On to filmował, robił zdjęcia" - wspomina jedna z ofiar.
Tam, gdzie ksiądz miał być nadzorowany, w najlepsze kontynuuje proceder. Chłopcy dorastają, a D. pozwala sobie na coraz więcej. "Zdarzało się później, jak byłem starszy, że on się patrzył, jak to robię, znaczy się, masturbuję. On kazał mi to robić i patrzył" - czytamy w zeznaniach.
Ksiądz kupował ofiarom alkohol i papierosy, po molestowaniu dawał pieniądze: 50, 100 złotych. Były też prezenty.
"Można powiedzieć, że ksiądz dając (...) pieniądze, różne rzeczy, przyzwyczaił nas do tego. W zamian chciał nas dotykać, patrzeć, dokonywać czynności seksualnych. Wstydzę się tego" - powiedziała jedna z ofiar.
"Nie wiem, dlaczego napisałem, że kocham księdza"
W lutym 2011 roku ksiądz został zatrzymany i usłyszał zarzuty obcowania płciowego z nieletnimi, innych czynności seksualnych oraz rozpijania małoletnich. W międzyczasie śledczy trafiają na trop kolejnej ofiary. To chłopiec z tej samej szkoły, który wysłał do księdza SMS o treści "kocham cię”.
"Nie wiem, dlaczego napisałem, że kocham księdza. Może dlatego, że wydawało mi się, że jak on daje mi pieniądze, to powinienem to robić, żeby go nie zasmucić. Teraz wydaje mi się to nienormalne" - powiedział później.
Ksiądz przyznał się do winy. Tym razem trafił do więzienia na 3,5 roku, karę odbył w całości.
Po wyjściu na wolność kardynał Nycz skierował go do domu księdza emeryta, gdzie przebywa do tej pory. Piotr D. ma zakaz wykonywania jakichkolwiek funkcji kapłańskich i sądowy zakaz kontaktowania się z nieletnimi.
Więcej materiałów na stronie magazynu "Polska i świat" TVN24.
Autor: mm//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24