Piątek, popołudnie. Róg ul. Wąwozowej i Al. KEN. Kierowca fiata skręca w prawo – ma zieloną strzałkę. Nie widzi pędzącego z boku rowerzysty. Ten najwyraźniej liczy, że przejedzie za autem. Niestety, zabrakło kilkunastu centymetrów. Rowerzysta uderza w auto i ląduje na jezdni.
Bez policji
W pierwszej chwili sytuacja wygląda na groźną. Potem robi się troszkę zabawniej. Na nagraniu z kamery zainstalowanej w samochodzie, który jechał za fiatem widać, jak mężczyzna dłuższą chwilę próbuje się "wyplątać" z własnego roweru. Z kolei kierowca samochodu wyraźnie waha się, czy stawać.
- W końcu się zatrzymał, niespiesznie podszedł. Ludzie wybiegli z innego auta – relacjonuje świadek zdarzenia. I dodaje, że rowerzysta miał szczęście, bo nic mu się nie stało.
Na pytanie, czy na miejscu pojawiła się policja, kobieta odpowiada: - A skąd! Ale osób, które z chęcią przesądzą o winnym, nie brakuje.
Rzeczywiście, w internecie aż kipi od komentarzy: "Ewidentna wina krowera. Tylko pewnie kierowca autka nie ma jak dochodzić swoich praw z powodu braku jakichkolwiek danych" – osądził jednej z internautów.
"Nie ma znaczenia, jak szybko jechał rowerzysta. Miał zielone światło" – skwitował drugi.
kz/r