Radna Koalicji Obywatelskiej była gościem TVN24 - opowiadała o wątpliwościach rodziców, co do przygotowań szkół na naukę stacjonarną. Jak zaznaczyła, wątpliwości jest wiele - ze strony szkół, rodziców oraz uczniów.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Jak zachować dystans w szkołach z tysiącem uczniów?
- Rodzice są bardzo zaniepokojeni tym, że tak naprawdę do ostatniej chwili nie było wiadomo i do dzisiaj nie wiadomo właściwie , jak ten rok szkolny będzie wyglądał. Płyną ze strony rządu sprzeczne komunikaty, bo z jednej strony słyszymy, że trzeba nosić maseczki, trzeba zachowywać dystans. Z drugiej strony my, jako rodzice doskonale znamy realia szkół - oceniła radna.
Wskazała, że w wiejskich szkołach zachowanie dystansu będzie łatwiejsze, bo tam uczy się niewielka liczba dzieci. Problem mogą mieć duże miasta - jak na przykład Warszawa.
- Mamy szkoły po tysiąc, a nawet dwa tysiące uczniów. Ich nie da się wyprowadzić na świeże powietrze na lekcji. Nie da się również ich umieścić wyłącznie w jednych salach, nie dopuścić do tego, żeby te grupy się między sobą nie kontaktowały. Oczywiście w rodzicach jest wielki niepokój. Też nie do końca wiedzą, co się wydarzy, jeżeli w szkole znajdzie się osoba zakażona . czy wtedy to nauczanie hybrydowe wejdzie i dotknie ich dzieci? - zastanawiała się radna.
Ryzyko zakażenia w komunikacji miejskiej
Oceniła też, że jeśli rząd faktycznie nie zapewni zasiłków opiekuńczych, uderzy to szczególnie w rodziców młodszych dzieci. Według radnej, w takiej sytuacji wiele osób będzie zmuszonych pogodzić swoją pracę zawodową - o ile pracodawca zgodzi się na pracę zdalną - z opieką nad dzieckiem.
- Do tego wszystkiego dochodzi to, co w dużym mieście jest oczywistością, czyli fakt, że nasze dzieciaki do szkoły dojeżdżają transportem zbiorowym, komunikacją miejską. I tutaj rady pana ministra, który zaleca, aby dzieci przemieszczały się do szkoły na rowerze albo na deskorolce albo pieszo, nie mają zastosowania, bo nasze dzieci mają często do pokonania pół miasta, żeby trafić do szkoły. Szczególnie mówię o tej starszej młodzieży w szkołach ponadpodstawowych, które nie są tuż obok domu - powiedziała Łoboda. I jak dodała, to rodzi dodatkowe zagrożenie. Dzieci w komunikacji mają kontakt z innymi osobami i wzrasta ryzyko zakażenia.
Dyrektorzy w obawie przed tym, co nadejdzie
Jak oceniła warszawska radna, Ministerstwo Edukacji Narodowej nie konsultuje niczego ze stroną społeczną, z rodzicami, ekspertami czy organizacjami pozarządowymi. - Wobec czego, te decyzje są trochę podejmowane w zaciszu ministerialnego gabinetu, co widać ewidentnie. Pan minister oczywiście jeździ do zaprzyjaźnionych szkół i fotografuje się tam bardzo chętnie, w klasie, w której stoi zaledwie pięć ławeczek i wszyscy są w maskach, ale my doskonale wiemy, że tak nie wygląda prawdziwa szkoła. Niewiele jest szkół w Polsce, w których w klasie uczy się pięcioro czy sześcioro dzieci i do tego wiemy również, że dzieci w szkołach nie mają obowiązku noszenia maseczek i nauczyciele również nie, więc to wprowadza dodatkowy zamęt - powiedziała.
Wskazała też, że cała odpowiedzialność spoczywa na dyrektorach, ale też bez konsultacji z sanepidem, nie będą w stanie podjąć żadnej decyzji. - A każdy z nas wie o tym doskonale, jak trudno jest w tej chwili skontaktować się z sanepidem. Można tam dzwonić przez wiele godzin i nigdy nie uzyskać połączenia, nigdy nie uzyskać porady - oceniła radna.
Zaznaczyła też, że przejście od początku na system hybrydowy pozwoliłby łatwiej zachować dystans między uczniami, ale też nauczycielami.
Na pytanie, o co poprosiłaby ministra edukacji, odpowiedziała, że chciałaby uruchomienia specjalnej linii telefonicznej dla dyrektorów. Wskazała też, że potrzebna jest jednolita platforma edukacyjna dla nauki zdalnej. Oprócz tego, by było więcej środków ochrony czystości, zapewnione testy na koronawirusa dla nauczycieli. Wskazała też, że potrzebne są specjalne podstawy programowe do nauki zdalnej - która, jak oceniła - była w poprzednim semestrze zbyt przeładowana.
Autorka/Autor: katke/ran
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN