Drugi dzień wizyt w mieszkaniach po pożarze. "Wychodzą podbudowani"

Mieszkańcy budynku w Ząbkach odwiedzają mieszkania po pożarze
Burmistrz Ząbek o wizytach mieszkańców w lokalach po pożarze
Źródło: TVN24
Pogorzelcy z Ząbek odwiedzają swoje mieszkania i zabierają z nich najpotrzebniejsze rzeczy. To drugi dzień wizyt. W sobotę lokale odwiedziło 71 osób. W niedzielę wizyty zaplanowano w godzinach 8-20. Odbywają się one pojedynczo, w asyście policji. - Mieszkańcy po wizytach w swoich mieszkaniach są podbudowani - zaznaczyła burmistrz Ząbek.

Niedziela to drugi dzień wizyt pogorzelców z Ząbek w swoich mieszkaniach. Taką możliwość mają wyłącznie osoby, które mieszkają na parterze i dwóch pierwszych piętrach. W niedzielę wizyty takie zaplanowano w godzinach 8-20. Odbywają się one pojedynczo, w asyście policji. Lokatorzy będą mogli wziąć ze swoich mieszkań niezbędne przedmioty, w szczególności dokumenty, kosztowności, lekarstwa, odzież. Policja podkreśla, że ani ona, ani prokuratura nie wyznaczyły konkretnego czasu na powrót do domu.

71 osób weszło w sobotę do swoich mieszkań

Szczegóły wizyt w mieszkaniach przedstawiła Małgorzata Zyśk, burmistrz Ząbek. - Wczoraj (w sobotę - red.) zapisało się 135 osób na listę do policji, dzisiaj (w niedzielę - red.) dopisały się cztery osoby. Obsłużonych było wczoraj 71 osób. Już dzisiaj od rana jest kilkanaście osób, które weszły do swoich mieszkań - powiedziała na konferencji prasowej.

Zapewniła, że czas na wizytę w mieszkaniu jest nielimitowany, jest go tyle, żeby zabrać wszystko, co najcenniejsze. - W wynoszeniu rzeczy pomaga też policja. Jest to sprawne - zaznaczyła burmistrz Ząbek.

Jest szansa, że wizyty w lokalach zakończą się jeszcze w niedzielę. - Mam taką wielką nadzieję - przekazała burmistrz. Jak doprecyzowała, swoich mieszkań nie odwiedziła jeszcze połowa dopuszczonych osób. - Do wieczora do godziny 20 jest bardzo dużo czasu, na spokojnie to wszystko można zrobić - dodała.

Przyznała, że ma nadzieję, iż "nadzór budowlany od poniedziałku, jak tylko skończą się czynności z wejściem do mieszkań, zabraniem potrzebnych rzeczy, będzie pracował dalej".

Jak zaznaczyła, mieszkańcy po wizytach w swoich mieszkaniach są podbudowani, bo te lokale, które oglądali nie są zniszczone lub stopień zniszczeń jest niewielki. - Wszystko zależy od tego, jakie to jest mieszkanie, jedno będzie bardziej zalane, zniszczone, inne będzie w prawie nienaruszonym stanie - dodała Zyśk.

Czy budynek będzie można odbudować? Jak poinformowała Zyśk, decyzja taka zapadnie po dokładnym zbadaniu budynku przez nadzór budowlany. - Trzeba na spokojnie poczekać - powiedziała. Nie jest jednak jeszcze wiadomo, kiedy to nastąpi.

Nieporozumienie z listami. "Udało się wyciszyć, uspokoić"

W sobotę wizyty były możliwe w godzinach 16-20. Wówczas zapanował chaos z powodu dwóch konkurencyjnych list z harmonogramem wejść do budynku.

- Wczoraj (w sobotę - red.) chcąc przyspieszyć i usprawnić wszystko mieliśmy sygnał od policji, by zbierać zapisy na listę, taka lista była przez urząd sporządzona. Nie wiem, czy ktoś sporządzał drugą listę, być może ktoś społecznie coś robił. Potem słyszałam o dwóch listach, ale ich nie widziałam - powiedziała burmistrz Ząbek, odpowiadając na pytania na konferencji prasowej.

Finalnie mieszkańcy wchodzili do lokali na podstawie listy, na którą zapisy były możliwe przez telefon na policyjny numer.

- Wiadomo, że każdy chce (wejść - red.) jak najszybciej, były emocje. Przybiegłam, żeby wszystko wyciszyć, uspokoić i to się udało - opowiedziała o sobotnim nieporozumieniu burmistrz.

W niedzielę policjanci przypomnieli, że jedyną obowiązującą listą z harmonogramem wejść do budynku jest ta, która powstaje na podstawie zapisów u dyżurującego funkcjonariusza w Komendzie Powiatowej Policji w Wołominie pod numerem telefonu: 600-997-018.

- Policja wydała wczoraj komunikat, w którym jasno powiedzieliśmy, że każdy mieszkaniec może zapisywać się pod danym numerem telefonu. Każdy mieszkaniec wchodzi za kolejnością, w jakiej znajduje się na tej liście. Policja nie prosiła o robienie żadnej innej listy, jest to jedyna lista, która jest cały czas ważna - odniósł się do zamieszania z listami sierż. sztab. Paweł Chmura z Komendy Stołecznej Policji.

Opowiedział także o niedzielnych wizytach mieszkańców w lokalach. - Na tę chwilę mamy zapisanych na liście ponad 150 osób. W tym momencie weszło już do swoich mieszkań ponad 140 z nich. Zapisy cały czas trwają, cały czas pod podanym numerem telefonu dyżuruje policjant, przyjmuje zapisy do wejścia - powiedział po godzinie 14.00 policjant.

Jak dodał, mieszkania, które już odwiedzono, zaplombowano. - Jeżeli będziemy mieli pewność, że wszystkie mieszkania są już zaplombowane, tzn. że we wszystkich mieszkaniach byli już lokatorzy, wtedy też będziemy mogli przystąpić do swoich dalszych działań - doprecyzował Chmura.

Zdementował także informacje, według których każdy miał mieć określony czas na wizytę w mieszkaniu. - Policja nie przekazywała informacji, by każdy lokator miał czas na wzięcie rzeczy, których potrzebuje. Konkretny czas nie był wyznaczany - powiedział.

"Na pierwszy rzut oka nie jest ani zalane, ani spalone"

Pani Anna, mieszkanka budynku przy ul. Powstańców w Ząbkach, ostatni raz była w mieszkaniu w czwartek. Ulokowane jest na parterze. Wtedy już się palił dach budynku. Wówczas do swojego mieszkania weszła tylko po psa. Po chwili wyszła, tak jak stała, ze swoim pupilem. Zatrzymała się u przyjaciół.

W niedzielę wróciła do lokalu po pożarze. - Ciężko było dodzwonić się wczoraj (w sobotę - red.). Udało mi się za którymś razem dopiero i już dostałam informację, że nie umawiają na godziny, tylko trzeba po prostu przyjść, bo ludzie przychodzą lub nie przychodzą i robi się zamieszanie. Zapisali mnie na dzisiaj i miałam się zgłosić. Były dwie osoby przede mną, więc całość zajęła może 15 minut zanim weszłam - opowiedziała mieszkanka.

ZABKI_100_PANI
Mieszkanka Ząbek o wizycie w mieszkaniu po pożarze
Źródło: TVN24

Zrelacjonowała również przebieg wizyty w swoim mieszkaniu. - Nikt mnie nie popędzał. Starałam się jak najszybciej zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Słyszałam, że będzie możliwość jeszcze późniejszego wejścia, jak każdy już wejdzie po raz pierwszy - powiedziała pani Anna. Opisała, że w jej mieszkaniu na chwilę obecną nie ma żadnych zniszczeń. - Na pierwszy rzut oka nie jest ani zalane, ani spalone, więc wygląda to nieźle - dodała. Wzięła najpotrzebniejsze rzeczy ubrania, kosmetyki i leki, których brakowało.

Pomoc finansowa i psychologiczna

Dla pogorzelców miasto przygotowało noclegi w hotelach, część schroniła się u rodziny i znajomych. W ząbkowskiej podstawówce nr 3 funkcjonuje punkt pomocowy. Do szkoły podstawowej można przynosić dary dla pogorzelców. Miasto na swoim oficjalnym profilu na Facebooku zamieszcza aktualizację z listą potrzebnych rzeczy.

Na razie samorząd przyjmuje wnioski o zasiłki w wysokości 8 tys. zł – to doraźna pomoc, na którą wojewoda mazowiecki przekazał ponad 1,6 mln zł. W sobotę sekretarz miasta Patrycja Żołnierzak wyliczała w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że prawie wszyscy właściciele lokali złożyli już wnioski o ten zasiłek. Przelewy mają ruszyć w poniedziałek.

Jak zapowiedział w piątek szef MSWiA Tomasz Siemoniak, kolejnym krokiem będą pieniądze na odbudowę. O uruchomieniu specjalnych środków w związku z pożarem w Ząbkach zdecydował premier Donald Tusk. Rzecznik rządu Adam Szłapka dopytywany przez dziennikarzy zastrzegł, że konkretne informacje o tym, jak ta pomoc będzie wyglądała, będą przekazane po oszacowaniu szkód.

Przyczyny pożaru badają biegli. Sprawą zajęła się prokuratura. Ta poinformowała w sobotę o rozpoczęciu oględzin budynku, które prowadzone są m.in. z użyciem drona. Śledczy zabezpieczyli również nagrania z przebiegu pożaru.

Pożar rozwinął się pomiędzy sufitem a przestrzenią dachową

Budynek przy ul. Powstańców w Ząbkach był przykryty dwuspadowym dachem o drewnianej konstrukcji. Zdaniem strażaków to było powodem szybkiego rozprzestrzeniania się ognia, który rozwinął się pomiędzy sufitem piątej kondygnacji a przestrzenią dachową.

Pożar strawił cały dach obiektu w kształcie litery "U", spłonęły też wszystkie lokale mieszkalne na czwartej kondygnacji. Pozostałe mieszkania, według strażaków, również są zniszczone przez zalanie albo przez przedostanie się do nich ognia. Ogień przedostał się nawet do kondygnacji piwnicznej, gdzie znajdował się parking.

W 211 mieszkaniach budynku mieszkało ponad 500 osób. W pożarze na "osiedlu zielonych dachów" nikt nie zginął ani nie został poważnie ranny. W kulminacyjnym momencie akcji gaśniczej na miejscu pracowało ponad 300 strażaków przy wsparciu niemal osiemdziesięciu pojazdów.

"Były w Polsce pożary budynków, ale nie na taką skalę. Nie pamiętam takiego przypadku" - powiedział PAP były rzecznik PSP Paweł Frątczak. Eksperci podkreślają, że to szczęście w nieszczęściu, że pożar nie wybuchł w nocy, bo mógł skończyć się wieloma ofiarami.

Czytaj także: