Straż pożarna wyciągnęła na brzeg wrak śmigłowca, który spadł do Wisły pod Nowym Dworem Mazowieckim. Dwie osoby zostały poważnie ranne. Są w stanie ciężkim, mają potłuczenia i złamania. W śmigłowcu nie było innych osób.
Policja w Nowym Dworze Mazowieckim poinformowała, że do zdarzenia doszło tuż przed godziną 14 w miejscowości Sady w powiecie nowodworskim.
- Dwie osoby zostały wyciągnięte z wody, są w ciężkim stanie. Trwają działania strażaków polegające na zabezpieczeniu wraku śmigłowca, z którego wylały się płyny. Sprawdzamy też, czy w środku nie było więcej osób. Wrak będzie wyciągany z wody - relacjonował po godz. 15 Karol Kierzkowski, oficer prasowy mazowieckiej Państwowej Straży Pożarnej.
Przeszukali wrak
Jak dodał, rozbił się lekki śmigłowiec Robinson R44. - By dotrzeć do wraku, musimy być na wodzie, musi zejść nurek, zabezpieczyć i przeszukać. Cały czas chcemy wykluczyć obecność osób, które mogłyby tam jeszcze przebywać. Musimy także zabezpieczyć wszystkie płyny eksploatacyjne, głównie paliwo z helikoptera, żeby nie stwarzały zagrożenia ekologicznego, ale też ewentualnego zagrożenia pożarowego na tafli wody - opisywał na antenie TVN24 Kierzkowski. Jak szacował, akcja może potrwać od kilku do kilkunastu godzin.
Śmigłowiec LPR
Jak podała PAP, pierwszy do rozbitków dotarł patrol policji rzecznej, który wyłowił mężczyznę i kobietę z wody oraz przetransportował ich na brzeg. Do rannych wezwano Lotnicze Pogotowie Ratunkowe: jedną osobę zabrał śmigłowiec, drugą do szpitala przetransportowała karetka.
- Służby ratownicze miały problem z dotarciem na miejsce, teren jest trudno dostępny. Na miejscu jest specjalistyczna grupa wodno-nurkowa, miejscowi strażacy, policja i pogotowie - relacjonował Tomasz Zieliński z tvnwarszawa.pl, który był na miejscu. - Śmigłowiec jest mocno rozbity i w większości znajduje się pod taflą wody. Nad nią widać tylko płozy i łopatę śmigła głównego. Siły policyjne i straży pożarnej pływają łodziami naokoło tego śmigłowca - informował reporter.
Tomasz Zieliński rozmawiał ze świadkiem zdarzenia. - Opowiadał, że śmigłowiec wykonywał spokojnie swoje loty w tym rejonie. Nagle, z niewiadomych przyczyn, spadł - opowiada Zieliński. - Jak się dowiedziałem, jednostka wystartowała z Modlina - dodał.
Potwierdził to Karol Kierzkowski ze straży pożarnej. - Z Modlina dostaliśmy sygnał, że śmigłowiec zniknął z radarów - przekazał.
Lot szkoleniowy
Po godzinie 17 straż poinformowała, że w środku maszyny nikogo, poza wspomnianą dwójką, nie było. Nie ma też wycieków niebezpiecznych dla środowiska.
- W tej chwili na miejscu są eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, którzy podejmują swoje działania. Straż pożarna, WOPR i policja koncentrują się na tym, aby zabezpieczyć wrak śmigłowca. W tej chwili leży on na boku. Tam na szczęście woda jest dość płytka - około metra głębokości. Wrak nie ma wycieku, to jest dobra informacja - przekazał wtedy na antenie TVN24 Karol Kierzkowski.
Strażak podał, jakie obrażenia mają poszkodowani, których przetransportowano do Warszawy: - To połamania, potłuczenia i urazy wielonarządowe. Joanna Wielocha z nowodworskiej policji uzupełniła, że śmigłowcem lecieli młoda kobieta i 25-letni mężczyzna pochodzący z województwa kujawsko-pomorskiego. - Prawdopodobnie on był instruktorem, a ona kursantką - dodała.
Maszyna została wyciągnięta na brzeg przed godziną 19, przy wspomaganiu lin i specjalnej ładowarki. W akcji brało udział około 40 strażaków, w tym płetwonurek. Nadzorował ją mazowiecki komendant wojewódzki PSP. Na miejscu pracował także prokurator.
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24