Kolejny proces Rafała S. znanego lepiej jako "Szkatuła" rozpoczął się w czwartek przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Oskarżony niewiele mówił o zarzutach, które stawia mu prokuratura, podkreślał za to... swoją więź z córką.
Gang, którym kierował "Szkatuła" przez lata uważany był za jedną z najgroźniejszych grup przestępczych w Warszawie. Rafał S. zarządzał nim kontaktując się jedynie z wąskim gronem najbardziej zaufanych. Przez blisko dekadę ukrywał się bowiem przed policją. Przez pewien czas był nawet numerem jeden na liście najbardziej poszukiwanych przestępców.
Przestępstwa, które prokurator Andrzej Rybak opisał w akcie oskarżenia odczytanym w czwartek przed stołecznym sądem, to zaledwie wąski margines działalności 43-letniego gangstera.
Razem z bratem
Na ławie oskarżonych oprócz "Szkatuły" zasiadł jego przyrodni brat - Marcin K. ps. Belmondziak, a także Robert P. ps. Bobek, który czekających na rozpoczęcie procesu dziennikarzy przywitał bez entuzjazmu. - Ku…, spier… z tymi aparatami - wycedził.
Sprawa dotyczy porwania, zlecenia zabójstwa oraz handlu bronią i narkotykami.
Zdaniem prokuratury "Szkatuła", razem z innymi gangsterami, brał w usiłowaniu porwania złodzieja samochodów - Ireneusza T. Próby były dwie, obie nieudane. Pierwsza zimą 2002 roku, druga jesienią tego samego roku.
Niedoszli porywacze wiedzieli, że T. jest oszczędny i jego rodzina ma gotówkę. Chcieli za jego uwolnienie zażądać 100 tys. dolarów. Na miejsce zasadzki wybrali okolice stadionu Gwardii, gdzie T. trenował zapasy. Pierwsza próba nie udała się, bo ofiara przejrzała ich zamiary i po prostu nie wsiadła do samochodu. Za drugim razem już się nie patyczkowali - zadali Ireneuszowi T. dwa ciosy nożem, w udo i w pośladek. Ale i tak zdołał im uciec.
Nie byłoby jednak tej sprawy, gdyby nie wyjaśnienia i zeznania innych gangsterów, którzy poszli na współpracę z policją i prokuraturą. Jedną z takich osób jest szef grupy konstancińskiej - Rafał B. ps. Bukaciak. Na tvnwarszawa pisaliśmy niedawno o tym, że rozpoczął się jego proces.
To od "Bukaciaka" i jego ludzi policja i prokuratura dowiedziały się o porwaniu sprzed kilkunastu lat. Ten, który miał być porwany nie był zainteresowany rozmową z organami ścigania. I nadal nie jest, czemu dał wyraz w czwartek zeznając przed sądem.
Nie mówmy, że pan nie wie
Na rozprawę, w której występował jako świadek i osoba pokrzywdzona, Ireneusz T. został przyprowadzony w kajdankach. To dlatego, że wciąż odsiaduje wyrok za kradzieże samochodów. - Zostałem pomówiony przez świadka koronnego - wyjaśnił na wstępie.
Jego czwartkowe zeznania chwilami ocierały się o absurd.
Gdy sędzia Andrzej Krasnodębski zapytał T. o czy chce być w procesie tylko świadkiem, czy może oskarżycielem posiłkowym, ten odpowiedział: - Tak.
- Ale co tak? – zapytał zdziwiony sędzia.
- No, ja nie wiem, w jakiej sprawie właściwie tutaj jestem.
- Przecież był pan przesłuchiwany w tej sprawie. Więc nie mówmy, że pan nie wie.
- Ale kiedy byłem przesłuchiwany? - odpowiedział pytaniem T. A gdy sąd stracił cierpliwość, oświadczył, że chce być tylko świadkiem.
Potem, już po odczytaniu aktu oskarżenia, nie było wcale lepiej.
- Co pan wie w tej sprawie? - zapytał sędzia.
- Ale w której sprawie?
- Przecież był pan na sali i słyszał, co czytał pan prokurator i w jakim kontekście pan prokurator przeczytał pana nazwisko.
- Nic mi nie wiadomo w tej sprawie - stwierdził świadek.
"Kokolino"? Nie znam
- Zna pan któregoś z oskarżonych? - zapytał sędzia.
- Nie.
- Czy zna pan może Rafała B.?
- Nie.
- A Łukasza A. (prawa ręka "Bukaciaka" - red.)?
- Nie.
- Norberta K. (podwładny "Bukaciaka" - red.)?
- Nie.
- A może zna pan mężczyznę, który posługiwał się pseudonimem "Kima" (człowiek "Szkatuły" - red.)?
- Nie
- "Sokół" albo "Łysy"?
- Nie.
- Pseudonim "Kokolino"?
- Nie znam.
Ale gdy prokurator Rybak zapytał świadka o Mariusza P., ten odparł: - Odmawiam odpowiedzi na to pytanie.
Inaczej odpowiedzieć nie mógł, bo nie jest tajemnicą, że razem wynajmowali mieszkanie. Mariusz P., to według prokuratury, człowiek który wystawił Ireneusza T. porywaczom.
Sport? W jakim sensie?
- Czy w 2002 roku uprawiał pan sport? - ciągnął dalej prokurator, próbując nakierować świadka na właściwe tory.
- Sport? Co pan rozumie przez sport? W jakim sensie? - zdziwił się Ireneusz T.
- Czy trenował pan gdzieś kulturystykę?
- Nie.
- Czy trenował pan zapasy?
- Nie.
- Czy wie pan, gdzie znajduje się stadion Gwardii?
- Wiem.
- Czy korzystał pan z tamtejszych obiektów sportowych?
- Nie przypominam sobie – odparł świadek.
Aż wreszcie adwokat Mikołaj Wojciechowski, obrońca Roberta P., zapytał wprost: - Czy kiedykolwiek jakaś grupa osób lub pojedyncza osoba próbowała pana porwać lub pozbawić wolności?
- Nie - odparł świadek.
Bujna wyobraźnia "Bukaciaka"
Równie "rozmowny" był drugi z pokrzywdzonych przesłuchiwanych w czwartek przez sąd - Piotr D. ps. Pietia. Według prokuratury Rafał S. ps. Szkatuła zlecił na przełomie 2010 i 2011 roku zabójstwo tego mężczyzny. Zlecenie było adresowane do Rafała B. ps. Bukaciak i warte 60 tys. zł. Powód? Wyjątkowo błahy - "Pietia" nie chciał się spotkać ze "Szkatułą".
- Co pan wie w tej sprawie? - zapytał sędzia.
- Nic nie wiem - odpowiedział świadek.
- Czy zna pan któregoś z oskarżonych?
- Nie znam - odparł.
Później opowiedział krótką historię o tym, jak to na prośbę pewnego przedsiębiorcy z Moskwy, próbował mediować z "Bukaciakiem" kwestię rozliczeń niejakiego Adama J. To podczas tych spotkań, tak twierdzi prokuratura, z ust "Bukaciaka" miało paść zaproszenie do spotkania ze "Szkatułą".
- On proponował mi jakieś spotkanie. Ja uznałem, że to po prostu bujna wyobraźnia "Bukaciaka". I odmówiłem. Jeżeli nie miałem z nikim żadnych interesów i nic nas nie łączyło, to o jakim spotkaniu w ogóle może być mowa - mówił sądowi świadek.
- Czy wie pan coś na ten temat, że ktoś chciałby pana zabić, na przełomie lat 2010 – 2011. Czy miał pan jakichś wrogów, jakieś rozliczenia z kimś? Albo ktoś uważał, że jest mu pan winny pieniądze? - pytał sędzia.
- Nie było takiej sytuacji.
Na koniec pytania do świadka miał sam Rafał S.
- Czy świadek kiedykolwiek miał jakiś konflikt ze mną? - zapytał "Szkatuła".
- Nie, ja pana nie znam.
- A czy miał świadek konflikt z osobą określaną mianem "Szkatuła"? - zapytał "Szkatuła".
- Nigdy nie miałem.
- A czy słyszał świadek od kogokolwiek, żeby taka osoba, określana mianem "Szkatuła", miała jakieś pretensje, rościła sobie coś do świadka?
- Nie słyszałem.
Zakochany z wzajemnością
Ostatnią część rozprawy oskarżeni poświęcili na próbę przekonania sądu, żeby uchylił im tymczasowe aresztowanie. Zapewniali, że nie narazi to procesu na żadną szkodę, bo i tak siedzą do innych spraw, a gdyby areszt został uchylony, mogliby swobodnie spotykać się z bliskimi w więzieniu. Tymczasem teraz mogą rozmawiać jedynie przez szybę z pleksi.
- Mam już w sumie prawomocnych 13 lat wyroków, a odbyłem dopiero sześć lat. Także jeszcze sporo lat przede mną. Poza tym mam jeszcze inne sprawy w toku, więc być może ten czas się wydłuży - mówił "Szkatuła". - Patrząc na polskie realia nie ma możliwości, żeby na tą chwilę ktokolwiek dał mi przepustkę, ani tym bardziej przerwę w karze - podkreślał. Wcześniej w śledztwie mówił też: "Wiem, że szybko nie wyjdę i jestem z tym pogodzony".
- Powiem szczerze, to jest dla mnie uciążliwe tylko w jednej kwestii: chodzi mi tylko i wyłącznie o widzenia. Nic więcej. Ja mam córkę, w której jestem niezmiernie zakochany, zresztą z wzajemnością. I oczywiście mam konkubinę. Tworzymy naprawdę dobrą rodziną - zapewniał sędziów.
Ale ani on, ani pozostali oskarżeni nie przekonali sądu, który przedłużył tymczasowe aresztowanie do listopada. A o tym, czy widzenia z bliskimi oskarżeni będą mogli odbywać przy stoliku czy przez szybę z pleksi, sąd zdecyduje kiedy indziej.
Ciąg dalszy procesu w lipcu.
Piotr Machajski