Kazimierz Marcinkiewicz w 2009 roku ogłosił, że jest zakochany. Opuścił dotychczasową żonę, z którą ma czwórkę dzieci, a jego wybranką została Izabela Olchowicz. Para stanęła na ślubnym kobiercu. Rozwiedli się dziewięć lat później.
Jeszcze przed rozstaniem Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz uległa wypadkowi. Przez to, zdaniem sądu, miała problem ze znalezieniem pracy. Dlatego orzekając o rozwodzie, sąd zobowiązał byłego premiera do płacenia dotychczasowej żonie alimentów. Kazimierz Marcinkiewicz od kilku lat musiał przelewać byłej małżonce 4,5 tysiąca złotych miesięcznie. Z obowiązku się jednak nie wywiązywał, o czym świadczyły orzekane przez sąd wyroki.
Równolegle sprawę byłych małżonków rozpatrywał też Sąd Rodzinny w Warszawie - toczyło się tam postępowanie o zniesienie obowiązku alimentacyjnego, wniósł o to były premier.
- Ja utrzymuję panią Olchowicz już 15 lat, a byłem z nią niespełna trzy lata. Myślę, że to już najwyższy czas. Mimo swojej niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym tacy ludzie pracują i normalnie żyją. Ona tego nie chce. Ona chce cały czas być na moim utrzymaniu - mówił nam jeszcze przed ogłoszeniem wyroku były premier.
"Dlaczego pan ma utrzymywać byłą żonę?"
Wyrok zapadł we wtorek w Sądzie Rejonowym dla Miasta Stołecznego Warszawy. Sędzia Barbara Ciwińska zdecydowała, że były premier nie musi już płacić alimentów.
- Sąd doszedł do przekonania, że obecnie strona pozwana nie pozostaje w niedostatku - uznała sędzia, zaznaczając, że pani Izabela pisze książki, a jej działalność jest wciąż opisywana w internecie.
- Sąd nie widział żadnej okoliczności, która świadczyłaby o tym, że były mąż przyczynił się do stanu niedostatku strony pozwanej, bowiem kiedy państwo było małżeństwem, pani pozwana pracowała, nic nie było w stanie wskazywać, żeby nie mogła utrzymywać się samodzielnie - dodała.
Sędzia zwróciła też uwagę na wypadek, w którym ucierpiała była żona premiera. - Oczywiście takie zdarzenia mają miejsce, ale przezorny obywatel ubezpiecza się, jeżeli korzysta z pojazdów. Posiada ubezpieczenia OC, AC czy inne ubezpieczenia, które przewidują uzyskanie odszkodowania - mówiła.
Sędzia uzasadniając wyrok argumentowała, że nie udało się ustalić, gdzie była żona premiera mieszka, z czego się utrzymuje, co robi. - Sąd zauważa, że alimenty zostały zasądzone w 2016 roku, więc pan już 10 lat płaci na utrzymanie kobiety, która aktualnie nie jest jego żoną. Sąd nie widzi powodów, dla których miałby nadal to robić w sytuacji, kiedy pani może funkcjonować samodzielnie - uznała sędzia.
Dodała, że pozwana świetnie mówi po angielsku, może prowadzić zdalne korepetycje. - Sąd zna doskonale ceny korepetycji i usług związanych z językiem obcym. Obecnie godzina korepetycji to koszt 100-150 złotych - podsumowała.
- Dlaczego pan ma utrzymywać byłą żonę, skoro rozwód był z winy obu stron? - pytała retorycznie sędzia.
Sędzia stwierdziła też, że zeznania obu stron w sprawie nie były wiarygodne. - Każda ze stron przedstawiała rzeczywistość w sposób dla siebie korzystny - powiedziała.
Zdaniem sądu nie ma powodów, żeby po prawie dziesięciu latach od zakończenia małżeństwa Kazimierz Marcinkiewicz utrzymywał swoją byłą żonę, "bo dlaczego miałby to robić"?
- Państwo się rozwiedli z winy obu stron, pan nie spowodował pani wypadku ani nie pogorszył jej stanu zdrowia, nie spowodował jej niedostatku. Nie ponosi odpowiedzialności za to, że pani jest w takiej sytuacji, ponieważ pani sama ponosi odpowiedzialność przez to, że nie pracowała, nie zadbała o swoje mieszkanie, swój majątek. Utrzymywała się z alimentów, doprowadzając pana do zadłużenia. Doktryna przewiduje, że obowiązek alimentacyjny nie może doprowadzić do zrujnowania dłużnika - powiedziała sędzia.
"Jestem bardzo zadowolony"
Wyrok nie jest prawomocny.
- Uciekłem od pani Olchowicz 12 lat temu, po trzech latach wspólnego życia i uważam, że to były pomyłki, które doprowadziły do takiej sytuacji. Wreszcie dziś ten ogromny ciężar, nie tylko finansowy, ale też moralny, publiczny, wreszcie państwo polskie ze mnie zdjęło, jestem bardzo zadowolony - powiedział były premier.
Marcinkiewicz spodziewa się apelacji. - Ja jestem stałym bywalcem sądów warszawskich, właściwie jestem częściej w sądach niż przestępcy. Spodziewam się, że to się tak szybko nie skończy - stwierdził.
Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz nie stawiła się we wtorek w sądzie. Z kolei pełnomocniczka pozwanej - adwokat Martyna Kalinowska-Chandu powiedziała: - To klientka podejmie decyzję, czy będziemy apelować.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl