Kupione dla radnych Targówka tablety na razie na niewiele się przydają. Mimo że na sesji część samorządowców głosowała przy ich pomocy, to i tak musieli dodatkowo podnosić rękę. Dostali też drukowane projekty uchwał, choć mieli je również wgrane do urządzeń.
We wtorek radni po raz pierwszy skorzystali z tabletów, których zakup od kilku tygodni budzi spore kontrowersje. Urządzenia miały unowocześnić obrady. Burmistrz zachwalał, że uda się zaoszczędzić papier, a przewodniczący rady zapewniał: nie będzie pomyłek przy liczeniu głosów.
"Tabletów nie wzięliśmy"
Rzeczywistość okazała się inna. Spośród 25 radnych, zaledwie kilkunastu z nich pobrało tablety. Reszta, czyli radni Platformy Obywatelskiej (na Targówku są w opozycji - red.) z gadżetów nie skorzystali. - Odmówiliśmy przyjęcia tabletów. Podpisaliśmy się jedynie na liście obecności na sesji. Także tabletów nie wzięliśmy i nie mamy zamiaru tego robić - tłumaczy Jędrzej Kunowski, radny PO.
Co na to burmistrz Sławomir Antonik, który zdecydował o kupnie urządzeń? W rozmowie z tvnwarszawa.pl przekonuje, że o buncie radnych PO "oficjalnie nic nie wie".
Zamieszanie przy głosowaniu
Podczas sesji system do głosowania działał sprawnie. Gorzej było z samym głosowaniem. Część radnych oddawała głosy za pomocą tabletów – inni podnosili rękę. A ostatecznie podjęto decyzję, że wiążące głosowanie będzie odbywało się... poprzez podnoszenie ręki. W efekcie tablety leżały przy wydrukowanych projektach uchwał, które były również wgrane na tablety, więc o oszczędności papieru mowy nie było.
- Poza tym projekty uchwał dostajemy i tak wcześniej drogą mailową na prywatne skrzynki, więc tabletów na sesji nie potrzebujemy - przekonuje Jędrzej Kunowski.
Pieniądze wyrzucone w błoto
Na zakończenie sesji odbyła się dyskusja nad sensem zakupu urządzeń. Burmistrz Antonik zapowiedział, że jeśli tablety nie usprawnią pracy radnych, to zostaną przekazane do szkoły. Jednak szczegółów nie podał.
Ale już wiadomo, że zakup, który na razie się nie sprawdza sporo kosztował urząd. Z dokumentacji do której dotarliśmy wynika, że 30 tabletów wraz z oprogramowaniem kosztowało 27 tysięcy złotych. Reszta kwoty – 14 tysięcy złotych, to koszt licencji oprogramowania "eSesja", szkolenie pracowników i radnych oraz wdrożenie aplikacji na serwery urzędu dzielnicy. Jeżeli tablety zostaną przekazane do szkoły, oprogramowanie stanie się bezużyteczne.
bf/ran