PZPN: samochodem miały wjechać flagi, nie pirotechnika

Maciej Sawicki we "Wstajesz i wiesz"
Źródło: TVN24

- Chciałbym zaprzeczyć, że PZPN firmował wjazd jakiegokolwiek samochodu z pirotechniką - zapewnił we "Wstajesz i wiesz" sekretarz generalny związku Maciej Sawicki. W poniedziałek w trakcie finału Pucharu Polski kibice Lecha i Legii odpalili mnóstwo rac, część z nich rzucili później na murawę Stadionu Narodowego.

- Chciałbym zaprzeczyć, że PZPN firmował wjazd jakiegokolwiek samochodu z pirotechniką. Jedyna współpraca z kibicami miała na celu pomoc we wniesienie flag i kartoniady, ale na żadną pirotechnikę ze strony PZPN nie było zgody - zapewnił w TVN24 Sawicki.

Przed meczem w samochodzie akredytowanym przez PZPN znaleziono 54 race. - Zatrzymany samochód wiózł różne elementy oprawy. Służby Stadionu Narodowego go skontrolowały, znalazły elementy pirotechniki i powiadomiły policję - opowiada sekretarz.

Tę wersję potwierdza także policja, która prowadzi postępowanie w sprawie. Jak dodała Magdalena Bieniak, młody mężczyzna, który próbował wwieźć ukryta pirotechnikę został zatrzymany. Może mu grozić do pięciu lat więzienia.

Mówi Magdalena Bieniak z KSP

Zdaniem Macieja Sawickiego nie dało się wyłapać wszystkich próbujących wnieść race. - Na Stadion Narodowy wchodzi 50 tysięcy osób. Jeśli chciałoby się przeszukać wszystkich dokładnie, tak jak na lotnisku, to trwałoby to 6-8 godzin. Każda osoba byłaby sfrustrowana i nie chciałaby już więcej na stadion przychodzić - uważa.

"Pirotechnika jest bezpieczna"

- Race są elementem oprawy i trzeba z tym walczyć. Pirotechnika sama w sobie jest bezpieczna, w odpowiednich rękach. Ale rzucanie rac na murawę jest nie do zaakceptowania - zapewnił Sawicki. Kibice Lecha w trakcie meczu obrzucili pirotechniką m.in. bramkarza Legii Arkadiusza Malarza.

Mimo to PZPN wierzy, że rozmowy z fanklubami mogą przynieść skutek. - Jedynym racjonalnym rozwiązaniem jest dialog z kibicami. To dla nich jest piłka nożna, to dla nich się to wszystko robi. Nie ma innej drogi niż rozmowa - przekonuje sekretarz i uważa, że mecz był sukcesem PZPN.

- To było wielkie święto piłki nożnej, którego zazdroszczą nam w Anglii, w Hiszpanii, nawet w Niemczech. Dzień później na kongresie UEFA wiele osób nam tego gratulowało. Na ten mecz chciało przyjść nawet 300 tysięcy osób - mówi.

Za kibiców na łukach odpowiadały kluby

Związek czuje się odpowiedzialny za wydarzenia, ale... - My byliśmy organizatorem, my bierzemy też na siebie odpowiedzialność. Ale za kibiców za bramkami odpowiadały odpowiednio Lech i Legia - zapewnia.

W środę o 14. Komisja Dyscyplinarna PZPN podejmie decyzję w sprawie kar dla klubów.

sport.tvn24.pl/iwan

Czytaj także: