Kilka dni temu, w zaroślach przy Wiśle, dwaj wędkarze znaleźli dużych rozmiarów wylinkę, czyli zewnętrzną część powłoki ciała węża.
- Szukaliśmy miejsca na ryby. Miejsce, gdzie leżała skóra, było wygniecione. Żaden wiślany gad, by tego nie zostawił. To musiało być coś dużego. Przestraszyliśmy się. Pobiegliśmy do samochodu i pozamykaliśmy szyby. Jakby spadł gdzieś z drzewa i wpadł do samochodu, to nie byłoby jak uciec. Bylibyśmy w pułapce - opowiada Jarosław Podleśny.
CAŁY MATERIAŁ NA STRONIE UWAGI TVN
Poszukiwania gada
Odnalezienie wylinki węża zelektryzowało nie tylko mieszkających tu ludzi i plażowiczów, ale również całą Polskę. Błyskawicznie rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę poszukiwania niebezpiecznego gada. Jako pierwsza rozpoczęła poszukiwania węża Fundacja Animal Rescue Polska.
- W porozumieniu ze starostwem powiatowym powołany został zespół kryzysowy i wydano postanowienie o zamknięciu terenu pomiędzy miejscowościami przyległymi do Wisły na terenie gminy Konstancin-Jeziorna z prośbą, by nie zbliżać się do rzeki - mówi kom. Jarosław Sawicki, rzecznik komendy policji w Piasecznie.
- Przy tej temperaturze, którą mamy w Polsce od kilku miesięcy, to takie miejsce nad Wisłą, przy bajorkach jest idealnie. Wykapie się, nagrzeje, wypocznie czy zapoluje. Jeżeli rzeczywiście on tu jest, to łatwo się nie podda, chyba, że stwierdzi, że nie ma tu już, co jeść i się przemieści. Pytony tygrysie są dobrymi pływakami, dobrze nurkują - mówi Małgorzata Bruczyńska, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Piasecznie.
Trzeba pięciu mężczyzn
Obawy przed napotkaniem węża są uzasadnione, ponieważ wielkość odnalezionej wylinki świadczy o tym, że jest to bardzo duży osobnik. Ma 5,30 metra długości bez głowy i 50 centymetrów obwodu.
- Żeby opanować tak dużego węża trzeba czterech lub pięciu mężczyzn. Liczy się jednego silnego mężczyznę na jeden metr bieżący węża - mówi Piotr Tałałaj, oficer prasowy służby celno-skarbowej, zootechnik.
Tałałaj wie też, jak pyton atakuje.
- Jak wąż chwyci rękę, to nie da się jej wyjąć. Ponieważ zęby są cofnięte do tyłu. Przy próbie wyjęcia zęby mocno wbijają się w ciało. Rany bardzo trudno się goją, bo nie są to rany szarpane, tylko cięte jak po żyletkach. Bardzo trudno jest wyleczyć takie ukąszenie. Na szczęście pytony nie są jadowite, bo byłby to dodatkowy problem – mówi.
Jest niebezpieczny
Inny ponad pięciometrowy pyton tygrysi jest mieszkańcem warszawskiego ogrodu zoologicznego.
- Przypuszczamy, że nasz pyton jest prawie identyczny. Widać to po wylince z miejsca zdarzenia i naszej. Jest to duży osobnik, ale nie osobnik, który zje sarnę, czy krowę i będzie oblizywał się na widok człowieka. Trzeba uważać, bo jest to duże zwierzę, niebezpieczne. Jak na niego wejdziemy, zaczniemy go dźgać kijami, płoszyć i nie będzie miał gdzie uciec, to zrobi się agresywny - mówi Adam Hryniewicz z warszawskiego zoo.
Jak się zachować po spotkaniu pytona tygrysiego?
- Należy jak najszybciej zawiadomić służby. Odradzałbym w ferworze bohaterstwa samemu łapać takiego węża - zaznacza Hryniewicz.
Skąd wąż nad Wisłą?
- On jest po prostu z domu, do którego był kupiony. W Polsce kupienie węża czy jakiegokolwiek egzotycznego zwierzęcia jest tak proste jak kupienie kajzerki, a nawet jeszcze prostsze, bo po kajzerkę trzeba iść do sklepu, a węża kupujemy przez internet - mówi Dorota Sumińska, lekarz weterynarii i publicystka.
"Gadżet, poprawia ego"
Kupienie egzotycznego węża w Polsce nie stanowi żadnego problemu, bo nie ma żadnych przeszkód, by trzymać te gady we własnych mieszkaniach, a nawet zakładać ich hodowle.
- Kupujemy gadżet, kochamy gadżety. Poza tym chcemy zabłysnąć. To jest reperowanie ego, bo nie każdy ma węża, pytona tygrysiego. A jakby można było mieć tygrysa albo lwa, jestem przekonana, że po Marszałkowskiej spacerowaliby ludzie nie z rasowymi psami, tylko z lwami i tygrysami - mówi Sumińska.
Posiadanie węża należy zgłosić do starostwa powiatowego.
- Teoretycznie można znaleźć właściciela węża w rejestrze, natomiast jest wiele osób, które nie zgłaszają takich węży - mówi Piotr Tałałaj.
Razem z Dorotą Sumińską odpowiedzieliśmy na jedno z internetowych ogłoszeń sprzedaży węża.
"Dostałem od narzeczonej pytona, niestety nie powiedziałem jej, że chcę królewskiego i kupiła mi pytona tygrysiego i w dodatku samicę. Mamy małe dziecko i brak miejsca na tak wielkiego węża, za kilka lat będzie ogromna i nie będzie dobrym kompanem naszej rodziny. Jestem zainteresowany sprzedażą" - cytuje ogłoszenie Sumińska.
- Już nieaktualne - usłyszeliśmy od mężczyzny, który odebrał telefon.
Gdzie narzeczona kupiła węża?
- Kupiła go na Facebooku. To byłby dla nas duży problem za dwa, trzy lata. Nie daj Boże, dziecko dostałoby się do terrarium i mogłoby nie być dziecka. Sprzedałem go, bo nie mogłem go trzymać - mówi mężczyzna.
Ogromna skala
Zdaniem Sumińskiej skala wypuszczania egzotycznych zwierząt do lasu, czy do zbiorników wodnych jest ogromna.
- Myślę, że dziesiątki, a może setki zwierząt, w tym węży są wypuszczane do bajorek i lasów. Świadczy to o tym, że zamiast mózgu mamy jakieś inne, bardzo uszkodzone urządzenie. Po prostu nie myślimy. Traktujemy zwierzęta przedmiotowo, jak zabawkę – mówi Sumińska.
Mateusz Sadowski, Mariusz Zieliński, "UWAGA!" TVN
kz/pm