Mieszkańcy Ursynowa podjęli walkę z reklamą, która "pożarła" dom przy Dolinie Służewieckiej. Do bojkotu namawiają reklamodawców. W czwartek firma, która dziś reklamuje się na kontrowersyjnej konstrukcji, przyznała się do błędu i zapowiedziała usunięcie swojego banera.
Walka z reklamą, która zasłoniła cały dom i zdominowała widok na kościół przy Dolinie Służewieckiej przeniosła się do internetu. Stowarzyszenie "Nasz Ursynów" zachęca do podpisywania petycji wzywającej do usunięcia kontrowersyjnego stelażu.
- To nie jest miejsce na wielkoformatową reklamę – przekonuje Paweł Lenarczyk, radny Ursynowa i jeden z inicjatorów akcji.
Jak tłumaczy, instalacja nie tylko zasłania budynek mieszkalny, ale także zakłóca historyczną oś widokową Kościoła św. Katarzyny, który jest najstarszą świątynią w Warszawie.
"Ukrócić rozpasany marketing"
Jak podkreśla radny, nie chodzi o walkę z konkretnym reklamodawcą. – Chodzi o samą lokalizację nośnika. Mamy nadzieję, że nagłośnienie tej akcji, będzie skutkować tym, że firmy nie będę chciały psuć swojego wizerunku i wieszać reklam w tak kontrowersyjnym miejscu – tłumaczy Lenarczyk.
Jak naiwna to wiara pokazuje jednak fakt, że reklamy w tym miejscu wiszą od listopada 2013 roku. Do tej pory właściciel stelażu nie miał problemu ze znalezieniem chętnych, mimo że o jego pomyśle było już głośno.
Reklama kontra przepisy
Już w 2013 roku władze Ursynowa zaznaczały, że reklama to samowola budowlana. Sprawę zgłoszono do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Ten zdecydował o rozbiórce stelażu.
Jak informowała niedawno "Gazeta Stołeczna", właściciel instalacji przez blisko dwa lata wykorzystywał kruczki prawne, by opóźnić rozbiórkę. Chodziło m.in. o sprzedaż instalacji osobie z drugiego końca kraju.
Ostatecznie pod koniec sierpnia sam rozebrał stelaż tylko po to, by po tygodniu go odtworzyć. Ale dla urzędu to już zupełnie inna, nowa samowola i procedury muszą się zacząć od początku.
- Urzędnicy mają związane ręce nie z braku chęci, ale z powodu nieskutecznych przepisów - tłumaczy Lenarczyk. I dodaje, że kluczowy jest więc głos mieszkańców. - To dzika reklama. Chcemy uświadomić to firmom, które chciałyby powiesić tam swoje banery - podkreśla nasz rozmówca.
Firma wycofuje reklamę
Choć petycję podpisało na razie tylko kilkadziesiąt osób, to najwyraźniej przyniosła wymierne skutki.
W czwartek po południu firma, która reklamowała się na wielkim stelażu poinformowała, że jej celem nie było niszczenie krajobrazu i zaśmiecanie miasta. "Nie będziemy się tłumaczyć, odwracać kota ogonem i udawać, że nic się nie stało" - napisali na Facebooku i zapowiedzieli, że reklama zniknie do 8 września.
jk/r