Każdy inny wynik niż zwycięstwo Polaków przed meczem rozpatrywano w kategoriach niespodzianki. W końcu z jednej strony mieliśmy liderów grupy, opromienionych zwycięstwem z mistrzami świata Niemcami i z apetytem na przybliżenie się do francuskich ME. Z drugiej Gruzinów, którzy w tych eliminacjach znaleźli sposób jedynie na odbiegający poziomem od wszystkich Gibraltar.
Szczęśliwi kibice wracali po zwycięstwie Polaków
Nawałka po raz kolejny zaskoczył. Z treningów dochodziły sygnały, że od pierwszej minuty zagrają jeden z nielicznych legionistów, który w ostatnim sezonie nie zawiódł Michał Kucharczyk, i świeżo upieczony mistrz Polski z Lechem Karol Linetty. Ale selekcjoner zagrał wszystkim na nosie. W pomocy postawił na dobrze sobie znanego z pracy w Zabrzu Krzysztofa Mączyńskiego i Sławomira Peszkę, który podczas krótkiego zgrupowania reprezentacji zasuwał za dwóch. - Decyzje zapadły wczoraj w nocy - przyznał Nawałka przed meczem, dając do zrozumienia, że decyzję o zestawieniu wyjściowej "11" nie było mu łatwo podjąć.
W przeciwieństwie do gości wygrał ultraofensywny wariant, z dwoma napastnikami i Maciejem Rybusem, nominalnym skrzydłowym, na lewej stronie bloku obronnego. Kartka ze składem Gruzinów, z piątką obrońców, mówiła jasno - remis przyjęliby z pocałowaniem ręki.
Zaczarowana bramka
Od początku widać było, komu bardziej zależy na zwycięstwie. Głodni szybkiego gola Polacy ruszyli z bombardowaniem bramki Giorgiego Lorii wraz z pierwszym gwizdkiem. Najpierw zakotłowało się po rzucie rożnym i strzale Peszki, później huknął Grosicki. Za pierwszym razem Gruzini mogli dziękować sędziemu, że nie dostrzegł dotknięcia piłki ręką, za drugim - że celownik "Grosika" jeszcze nie był ustawiony tak jak być powinien. Tak naprawdę po kwadransie powinno być 3:0, bo jeszcze swoją okazję mieli strzelający na spółkę Lewandowski z Peszką. To nie był koniec szans rozochoconych biało-czerwonych. Chwilę potem Lewandowski wyprowadził w pole bramkarza, ale piłkę po strzale napastnika Bayernu w ostatniej chwili z linii bramkowej wybił gruziński obrońca. "Lewy" dalej parł na bramkę. Za moment powinien się zrehabilitować, ale najpierw źle przyjął piłkę, a przy strzale się poślizgnął.
Obrońca tytułu vs drużyna niechcianych. Dziś wielki finał na Narodowym
Bramkarz Loria sam nie dowierzał, że piłka ciągle nie może znaleźć drogi do jego bramki. Próbował z dystansu także niewidoczny dotąd Arkadiusz Milik, ale gruzińska bramka była jak zaczarowana. Siedem strzałów w pierwszej połowie i bez efektu bramkowego.
Mur pękł dzięki Milikowi
Goście powinni zostać rozwałkowani, a tymczasem po przerwie to oni zaczęli sobie śmielej poczynać. Aż sprawy w swoje ręce wziął Milik. Ale najpierw Polacy perfekcyjnie rozegrali rzut rożny, tym razem bez niecelnego dośrodkowania. Piłkę przejął napastnik Ajaksu i huknął nie do obrony. Wreszcie! Po 62 minutach bicia głową w mur. Biało-czerwoni poszli za ciosem. Jeszcze sygnał do ataku dał Nawałka, który rzucił do natarcia Kubę Błaszczykowskiego, wracającego do kadry po kontuzji, niesnaskach z selekcjonerem i 19-miesięcznej przerwie. Niewiele zabrakło, żeby powrót do drużyny skrzydłowy uczcił asystę, ale Grosicki ekwilibrystyczną próbą przestrzelił.
Byłoby po meczu, a tak nie mający nic do stracenia goście przejęli inicjatywę i zrobiło się gorąco, zwłaszcza po ostrzelaniu poprzeczki przez Giorgiego Nawalowskiego. 56 tysięcy kibiców na Narodowym zaczęło wznosić modły. I wymodlili. Łukasz Fabiański nie dał się pokonać, a gości dobił Lewandowski.
Piorunująca końcówka
I to hat-trickiem Lewandowskiego! Jedna z bramek zdobył po podaniu Błaszczykowskiego. Wojenny topór chyba na dobre został zakopany.
Polska wygrała 4:0 i ze spokojem może przystępować do wyjazdowych meczów na jesieni z Niemcami i Szkocją.
Zobacz jak kibice wracali po meczu
twis