Amerykanie boją się, że z powodu cięć budżetowych nie będą wystarczająco szybko ostrzegani przed niebezpieczeństwem wystąpienia powodzi. Jak podają amerykańskie media, 300 wodowskazów na terenie USA ma zostać wyłączonych.
Hydrolodzy z rządowego United States Geological Survey, którzy zarządzają 85 proc. wodowskazów na terenie kraju, chcą zamknięcia aż 300 z nich. To dlatego, że jeszcze w tym roku muszą obniżyć swój budżet o 5 proc.
Utrzymanie tylko jednego wodowskazu kosztuje ponad 16 tysięcy dolarów. W 2012 roku władze USGS wydały na to łącznie 165 mln. dol.
Nowoczesne urządzenia zwiększające bezpieczeństwo
Dlaczego ta kwestia tak porusza Amerykanów? Wodowskazy, które USGS chce wyłączyć z użytku, to urządzenia, które co 15 minut zbierają dane na temat stanu wód w rzekach. Raz na godzinę, za pośrednictwem satelitów, przesyłają pozyskane informacje do meteorologów z rządowego National Weather Service. Ci, w razie potrzeby, wydają ostrzeżenia przed powodzią, dzięki czemu zwiększa się bezpieczeństwo mieszkańców zagrożonych zalaniem terenów.
Cytowany przez serwis AccuWeather Mike Norris z USGS zaznacza, że nie ma innego sposobu na zaoszczędzenie pieniędzy. Jednocześnie zaznacza, że ci, którzy będą chcieli ratować wodowskazy w swojej okolicy, powinni skontaktować się z lokalnymi władzami.
Autor: map/mj / Źródło: AccuWeather