Wtorek, 25 sierpnia Propofolu, który dostał Michael Jackson, nie można kupić w aptece. A lekarz domowy w ogóle nie powinien się do tego leku zbliżać – mówił w programie „24 godziny” anestezjolog dr Marcin Rawicz. Według niego propofol, od śmiertelnej dawki którego zmarł piosenkarz, musiał być kradziony.
- Propofol to lekarstwo niebezpieczne, ale tylko aplikowane nie tam, gdzie powinno. To znakomity lek, ułatwił życie nam i pacjentom. Powoduje euforyczny sen, po którym człowiek budzi się w doskonałym nastroju. Ale bywa nadużywany w celach rozrywkowych – stwierdził lekarz.
Zaznaczył jednak, że w USA propofolu nie można kupić w aptekach i lekarz domowy Jacksona najprawdopodobniej go ukradł. I będzie musiał za to odpowiedzieć. – Za kradzież propofolu, który nie jest do użycia poza szpitalami, w dodatku w celu do tego nie przeznaczonym, w systemie amerykańskiej odpowiedzialności grozi dużo lat wiezienia i dożywotnia utrata licencji. A lekarz Jacksona najwyraźniej nie potrafił nawet zrobić prawidłowo sztucznego oddychania – dodał.
"Umyślne zabójstwo? Mało prawdopodobne"
Amerykański koroner (lekarz sądowy), który poinformował o tym, że Jackson zmarł w rezultacie zastrzyku śmiertelnej dawki propofolu, zakwalifikował przypadek jako zabójstwo. Jednak zdaniem mec. Eligiusza Krześniaka zarzut zabójstwa dla lekarza jest mało prawdopodobny.
- Koroner może oznaczyć przyczyny śmierci jako naturalne, samobójstwo, wypadek losowy, w skutek działania innych osób (homicide) lub jako nieustalone. „Homicide” obejmuje zarówno zabójstwo świadome, jak i wypadek samochodowy. To, co powie korner, nie przesądza o winie, czy odpowiedzialności karnej – tłumaczył.
Jak dodał, różnica nie polega na skutku czy działaniu, tylko zamiarze. Dlatego, jego zdaniem, lekarz prawdopodobnie dostanie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.