Jeszcze niedawno dzielili czas na przed wypadkiem i po wypadku. Po tym jak rozpędzone bmw wjechało w rodzinę Maja przestała mówić, widzieć i chodzić. Teraz dzielą czas na przed komórkami macierzystymi i po. Po ich podaniu dziewczynka już sama może utrzymać główkę, w końcu siedzi bez podpórki. - To są bardzo małe kroczki, ale są - mówi mama dziewczynki. Sprawca wypadku się ukrywa.
Na nic nie liczyli. Na nic się nie nastawiali.
- Wie pani jak to jest. Terapia komórkami macierzystymi to leczenie eksperymentalne. Wiedzieliśmy, że w niektórych przypadkach są efekty. Trzeba było spróbować - mówi Lilianna Golimowska, mama 3,5-letniej Mai.
Majka urodziła się zdrowa. Chodziła, bawiła się, śmiała. Do stycznia 2016 roku.
Wtedy rozpędzone bmw uderzyło w samochód, którym jechali Golimowscy. Najcięższe obrażenia odniosła właśnie Maja. Dziewczynce obumarła półkula mózgu. Diagnoza była jak wyrok. Dziecko miało nie chodzić, nie widzieć, nie mówić. I tak było.
"Mieliśmy nadzieję, że cokolwiek się wydarzy"
Ale Golimowscy się nie poddali. Zawalczyli o Maję. Dzięki wsparciu darczyńców zebrali pieniądze na eksperymentalne leczenie komórkami macierzystymi w szpitalu w Lublinie. Pierwszą porcję komórek Majka dostała we wrześniu. Ostatnią, piątą, otrzyma w kwietniu.
- Mieliśmy nadzieję, że cokolwiek się wydarzy. I tak się stało. To są takie bardzo małe kroczki, ale są - cieszy się pani Lilianna.
Co się zmieniło? Przede wszystkim Maja jest silniejsza.
- Wcześniej, jak Maja leżała, to miała ciałko wygięte w literę "S". Żeby leżała prosto, trzeba było ją obłożyć dookoła poduszkami. Teraz leży "w osi". Przed terapią nie była w stanie sama utrzymać główki. "Leciała" jej jak u niemowlaka. Teraz, przez chwilę, Maja potrafi sama utrzymać głowę - opowiada mama dziewczynki.
"Mamy swój język"
Mai poprawiła się też mimika twarzy. To ważne. Dzięki temu łatwiej je.
Dziewczynka zaczęła nawet "mówić" po swojemu. - Mamy taki swój język. Majka wydaje trzy rodzaje dźwięków. Ale dzięki nim rozpoznajemy, kiedy jest zadowolona, a kiedy zmęczona albo zła - tłumaczy pani Lilianna.
Szczególnie widać to podczas codziennej rehabilitacji. Dziewczynka od poniedziałku do soboty ma dwugodzinne zajęcia z fizjoterapeutą. Najpierw masaż rozluźniający, potem ćwiczenia. Kiedy Majka jest już zmęczona, daje znać.
- Zauważam sporą różnicę w jej zachowaniu. Jest bardziej aktywna i więcej się "odzywa". Rzeczywiście, jak nie chce czegoś robić, to zaczyna marudzić. Przed nami jeszcze bardzo dużo pracy - mówi Marta Cylkowska, fizjoterapeutka.
Jeszcze raz?
Maja kończy terapię w kwietniu. Potem pół roku przerwy i być może kolejna seria. - Bardzo byśmy chcieli kontynuować leczenie. Po prostu widzimy jego efekty. Ale to nie zależy od nas. Nie wiemy jeszcze, czy lekarze zakwalifikują Maję na kolejną serię komórek. Jeśli się uda, to byłaby to już połowa sukcesu - tłumaczy pani Lilianna.
Dlaczego połowa? Bo rodzice Mai jeszcze raz muszą uzyskać zgodę komisji bioetycznej. Trzeba będzie też zebrać pieniądze na leczenie. - Zobaczymy, jak się wszystko ułoży. Jeśli nie będzie szansy na leczenie w Lublinie, to będziemy szukać dalej. Nie poddamy się - dodaje pani Lilianna.
Chcesz pomóc? Możesz wesprzeć leczenie Mai Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: “577 pomoc w leczeniu Lenki, Mai i Liliany Golimowskich” Fundacja "Kawałek Nieba"
Jechał za szybko, bez hamulców i prawa jazdy
Dramat rodziny rozegrał się w styczniu 2016 roku na zakręcie na ul. Świętokrzyskiej w Gdańsku. Niespełna kilometr od Kowal, gdzie mieszkają Golimowscy. Samochodem podróżowała pani Lilianna, która była wtedy w 31. tygodniu ciąży, jej 1,5-roczna córka Maja i bratanek. Za kierownicą siedział jej mąż.
Tamtego dnia do domu nie wrócili. Zielone bmw pędziło z prędkością nawet 90 km/h. Na zakręcie wpadło w poślizg i czołowo zderzyło się z samochodem Golimowskich.
Za kierownicą siedział 21-letni wtedy Dominik E. Nic mu się nie stało. O Golimowskich nie można było powiedzieć tego samego. Pani Lilianna miała tak wiele obrażeń, że konieczne było cesarskie cięcie. Lekarze walczyli o nią i o dziecko. Krytyczny był też stan Mai.
Dominik E. był trzeźwy i pozostał na miejscu wypadku. Ale szybko okazało się, że nigdy nie miał prawa jazdy. Potrafił jeździć samochodem, bo podobno sam się nauczył. Bmw, które pożyczył od swojej mamy, miało niesprawne hamulce.
Skazany, ale jeszcze nie za kratami
- Nic nie jest w stanie zrekompensować skutków tego wypadku. Trudno wyobrazić sobie bezmiar cierpień i emocji, które towarzyszyły matce. Nic tego nie wynagrodzi - tak sędzia uzasadniała wyrok dla Dominika E. W lipcu 2017 roku mężczyzna został skazany na 4,5 roku więzienia.
Złożył apelację, ale ta 4 grudnia 2017 roku została odrzucona w całości. To oznacza, że E. powinien stawić się do zakładu karnego.
- W lutym 2018 roku zlecono policji zatrzymanie skazanego i doprowadzenie do odbycia kary. Mężczyzna złożył wniosek o odroczenie wykonania kary i wstrzymanie wykonania kary. W dniu 6 marca 2018 r. wniosek został odrzucony. Obecnie skazany jest poszukiwany przez policję - poinformował Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.
To nie są wieści, na jakie czekają Golimowscy. Wypadek zrujnował ich życie. Od dwóch lat nie przespali spokojnie nocy. Myśl o tym, że sprawca ich cierpienia wciąż jest na wolności, budzi w nich złość. Trudno się dziwić.
- Kiedy my patrzymy, jak kolejny raz Maja ma atak padaczki i z bólu płacze, to on prawdopodobnie świetnie się bawi. A dochodzą do nas takie sygnały. To boli. Ale mamy nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość - dodaje pani Lilianna.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Aleksandra Arendt/i / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: trojmiasto.pl/ Lilianna Golimowska