"Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek" - napisały na plakatach organizatorki Manify. - Nie chcemy takich plakatów w autobusach i tramwajach - odpowiada ZTM. Jak uważają transportowcy, komunikacja miejska to nie miejsce na wymianę poglądów. Feministki znalazły więc lepsze miejsce do dyskusji - sąd.
Kilka słów na plakatach zapowiadających Manifę wywołało w Warszawie prawdziwą burzę.
Organizatorki demonstracji chciały, żeby takie plakaty pojawiły się na i w autobusach. Swoje projekty wysłały do Zarządu Transportu Miejskiego.Ten, stojąc na straży spokoju pasażerów, odmówił.
- Uważamy, że środki komunikacji miejskiej nie są odpowiednim miejscem, aby umieszczać na nich treści, które mogą budzić różnego rodzaju sprzeczne emocje wśród pasażerów - tłumaczy Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego.
Cenzura? I tu zaczyna się problem, bo feministki nie chcą dać za wygraną i mówią, że to cenzura ze strony ZTM-u. - Będziemy się procesować z ZTM-em, dlatego, że każda grupa społeczna, która nie dyskryminuje innej grupy mniejszościowej, ma prawo do przekazywania swoich poglądów - oburza się Katarzyna Bratkowska ze Stowarzyszenia Same o Sobie.
Na świecie to się zdarza
Podobne treści w innych europejskich państwach pojawiały się już na środkach komunikacji miejskiej. Przypomnijmy chociaż 200 słynnych, londyńskich, czerwonych autobusów z hasłem: "Prawdopodobnie Boga nie ma, więc przestań się martwić i ciesz się życiem". Niedługo pojawić się ma też w całej Wielkiej Brytanii.
Feministki też już dziś mówią, że odrzucone przez ZTM hasła i tak pojawią się na manifestacji na placu Defilad 8 marca.
Małgorzata Walczak ram
Źródło: tvnwarszawa.pl