- Wydawało mi się, że byłem bardzo ostrożny. Miałem dużo szczęścia, ale jestem pod wrażeniem służb ratunkowych - mówi Artur Hajzer, himalaista porwany przez lawinę w rejonie Ciemniaka w paśmie Czerwonych Wierchów w Tatrach Zachodnich. Mężczyzna nie ma żadnych poważnych obrażeń.
Turysta był w górach z trzema innymi himalaistami. Grupa szła z Tomanowej Przełęczy w stronę Ciemniaka.
- Widziałem ten nawis obok mnie. Nagle, jakby sam z siebie, a nie pod ciężarem mojego ciała, urwał się i porwał mnie ze sobą - mówi himalaista.
Dwójka jego towarzyszy wezwała na pomoc TOPR. Na miejsce wypadku poleciał śmigłowiec z siedmioma ratownikami na pokładzie. Po udzieleniu poszkodowanemu pierwszej pomocy odtransportowano go do szpitala.
Naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Rachunkowego Jan Krzysztof zapewnia, że wszyscy są w bezpiecznym miejscu i nie potrzebują pomocy.
"To ja spadłem na lawinę, a nie ona na mnie"
- Ratownikom udało się odnaleźć przysypanego himalaistę. Jest w dobrym stanie, nie ma żadnych poważnych obrażeń, jest przytomny i w pełni komunikatywny - poinformował Krzysztof.
- To nie lawina spadła na mnie, ale ja na nią i starałem się cały czas utrzymywać na powierzchni - mówi Artur Hajzer. Dodaje, że gdy lawina zwolniła, starał się wysunąć rękę jak najbliżej powierzchni i dzięki temu łatwiej było go znaleźć.
W Tatrach obowiązuje drugi, w pięciostopniowej rosnącej skali, stopień zagrożenia lawinowego. Wiejący przez ostatnie kilka dni silny wiatr spowodował powstanie dużych nawisów śnieżnych. Według TOPR, śnieg leży na zlodzonym podłożu, a to zwiększa niebezpieczeństwo zejścia lawiny nawet przy małym obciążeniu tego fragmentu szlaku.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24