- Prezydent nie prosił o moją dymisję, wręcz przeciwnie - prosił, aby pozostał na stanowisku - powiedział TVN24 po spotkaniu z prezydentem szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski. I podkreślił, że między nim a Prokuratorem Generalnym "nie ma żadnego konfliktu". Jednak według naszych informacji, Andrzej Seremet miał powiedzieć prezydentowi, że nosi się z zamiarem odwołania gen. Parulskiego. Bronisław Komorowski zaproponował zażegnanie sporu i - jak się dowiedzieliśmy - jako mediatora wskazał szefa KRP Edwarda Zalewskiego.
Od poniedziałku dymisji Naczelnego Prokuratora Wojskowego domagają się politycy opozycji, ale coraz głośniej mówią o tym także posłowie Platformy Obywatelskiej. Współpracy z generałem nie wyobraża sobie także sam Prokurator Generalny Andrzej Seremet, który jednak nie może zwolnić szefa NPW.
Do dymisji nie zamierza podawać się także sam zainteresowany. Jak powiedział dziennikarzom przed spotkaniem z prezydentem, "nie ma takich powodów". Na stwierdzenie reportera, że o jego pracy wypowiada się negatywnie wielu polityków, gen. Parulski odparł tylko: - To są już ich oceny. Podobnie wypowiedział się już po spotkaniu z prezydentem. Pytany czy zostaje na stanowisku stwierdził: - Tak myśle. Ja mam taką wolę.
Będą mediacje?
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Andrzej Seremet - po rozmowie z prezydentem na temat konfliktu z Krzysztofem Parulskim - stwierdził, że nosi się z zamiarem odwołania gen. Parulskiego i będzie rozmawiać o tym w przyszłym tygodniu z szefem MON. Bronisław Komorowski miał wtedy stwierdzić, że konflikt może uda się zażegnać. - Mediatorem między panami może zostać Edward Zalewski.
Zalewski to ostatni szef nieistniejącej już Prokuratury Krajowej. Był głównym rywalem Seremeta w konkursie na stanowisko pierwszego, niezależnego Prokuratora Generalnego. Jednak nie wybrał go prezydent Lech Kaczyński. Teraz Zalewski jest szefem Krajowej Rady Prokuratury. Na to stanowisko mianował go Komorowski. Zalewski uchodził za związanego z Grzegorzem Schetyną.
Prezydent miał też powiedzieć Seremetowi, że "być może reforma prokuratury posunęła się zbyt daleko. Przypomnijmy: od kwietnia 2010 roku prokuratura jest niezależna od rządu, a Prokurator Generalny wybierany jest w drodze konkursu.
Atak na prokuraturę
Konflikt prokuratur - wojskowej i generalnej - ma związek z poniedziałkowymi wydarzeniami z Poznania. Na zorganizowanej przez płk. Mikołaja Przybyła, zastępcę szefa tamtejszej WPO ds. przestępczości zorganizowanej, prokurator zarzucił PG złe decyzje dotyczące planów zmian w prokuraturze wojskowej. Powiedział, że proponowane przez nią rozwiązania, m.in. przejście prokuratorów wojskowych do cywilnych struktur jest "rozwiązaniem nieprawidłowym". - Sprawy karne dotyczące wojska rozmyją się w setkach innych i nie będzie już możliwości prowadzenia śledztw z taką dokładnością i skrupulatnością, jak do tej pory. (...) Jako prokuratorzy wojskowi prosimy o poszerzenie kompetencji umożliwiającej nam ściganie wszystkich przestępstw popełnianych na szkodę Wojska Polskiego - zaapelował.
Następnie oświadczył: - W dniu dzisiejszym staję w obronie honoru prokuratorów wojskowych i sędziów wojskowych, których określa się jako nieprzydatnych i anachronicznych. W mojej ocenie należy odejść od systemu statystyki liczenia spraw przypadających "na głowę" prokuratora czy sędziego, a zacząć liczyć pieniądze każdej z tych spraw, jakie traciło i traci państwo polskie na skutek przestępstw popełnianych przez zorganizowaną przestępczość o charakterze gospodarczym, żerującą na budżecie Wojska Polskiego i w tym zakresie rozliczać z działalności wojskowy wymiar sprawiedliwości.
WPO odpiera zarzuty mediów i Prokuratury Generalnej
Na konferencji zarzucił też manipulację mediom.
Po umorzeniu przez warszawską Prokuraturę Okręgową śledztwa ws. „przecieku” ze śledztwa smoleńskiego, dziennikarze ujawnili, że prowadząca początkowo to postępowanie prokuratura wojskowa w Poznaniu zbierała m.in. billingi dziennikarzy. Okazało się, że oskarżyciele wystąpili do operatorów także z żądaniem ujawnienia treści sms-ów z kilkunastu numerów telefonów. Po tych informacjach głos w sprawie zabrała Prokuratura Generalna, której Rzecznik prok. Mateusz Martyniuk stwierdził, że takie „żądanie bez zgody sądu jest prawnie niedopuszczalne”. Z opinią tą zgodziło się wielu ekspertów. Byli wśród nich między innymi prok. Jacek Skała ze Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP oraz prok. Małgorzata Bednarek, szefowa prokuratorskiego stowarzyszenia "Ad Vocem".
Na poniedziałkowej konferencji prasowej płk Mikołaj Przybył skrytykował za te oceny wszystkie wymienione osoby. Wcześniej w rozmowie z tvn24.pl zaznaczał, że prokuratorzy działali zgodnie z prawem i w sprawie sms-ów nie musieli pytać o zgodę sądu. Podkreślił też, że ostatecznie żadne treści wiadomości tekstowych nie zostały im ujawnione. To samo pisał w publikowanych na stronach Naczelnej Prokuratury Wojskowej oświadczeniach. Płk Przybył konsekwentnie powtarzał, że w chwili zwracania się o billingi prokurator nie wiedział, do kogo należy dany numer telefonu.
Z akt śledztwa wynikało jednak co innego. W materiałach śledztwa załączone były bowiem e-maile redaktora Macieja Dudy z tvn24.pl, w których podaje swój numer, a także notatka jednego z prokuratorów Naczelnej Prokuratury Wojskowej, po rozmowie z dziennikarzem "Rzeczpospolitej" Cezarym Gmyzem. Prokurator opisał w niej, że 11 listopada zadzwonił do niego red. Gmyz i zostawił wiadomość: "Dzień dobry, Cezary Gmyz, redakcja „Rzeczpospolitej”, uprzejmie proszę o kontakt pod numerem stacjonarnym 22 629…. lub komórkowym 607……, dziękuję bardzo."
Źródło: tvn24.pl