Dziennikarz Wojciech Sumliński, wydawca tygodnika "Wprost" i jego były redaktor naczelny Marek Król mają przeprosić Waldemara Chrostowskiego - kierowcę i przyjaciela zamordowanego przez SB ks. Jerzego Popiełuszki - za sugestie, że współpracował on z SB - orzekł Sąd Najwyższy.
W piątek SN ostatecznie utrzymał wyrok uwzględniający w głównej części pozew Chrostowskiego wobec pozwanych. Mają teraz oni zamieścić we "Wprost" przeprosiny za naruszenie dóbr osobistych Chrostowskiego przez "uwłaczające jego czci i nieznajdujące podstaw" sugestie i twierdzenia o jego współpracy z SB, także przy zabójstwie kapłana w 1984 r. Sumliński mówi, że wykona wyrok, ale złoży skargę do trybunału w Strasburgu.
Kontrowersyjny artykuł
We "Wprost" w 2005 r. Sumliński pisał, "kim naprawdę był Waldemar Chrostowski". Został on porwany wraz z duchownym 19 października 1984 r. przez trzech oficerów SB, ale wyskoczył z auta porywaczy i ujawnił uprowadzenie księdza. Według Sumlińskiego, w lutym 1984 r. SB zarejestrowała Chrostowskiego jako "zabezpieczenie operacyjne" (taka rejestracja mogła dotyczyć zarówno osoby inwigilowanej, jak i tajnego współpracownika -red.) do operacji przeciw ks. Popiełuszce; "teczkę" sprawy zniszczono w 1989 r. "Zarejestrowanie Chrostowskiego w ewidencji operacyjnej SUSW w Warszawie nie mogło się ograniczać jedynie do tzw. zabezpieczenia operacyjnego w tak kluczowej sprawie i wysoce prawdopodobne jest, że przybrało ono pełną rangę operacyjnego źródła SB (informator, agent, rezydent, konsultant, kontakt operacyjny)" - pisał Sumliński, powołując się na biegłego z IPN Leszka Pietrzaka. Artykuł kwestionował też dotychczasowe ustalenia co do ucieczki Chrostowskiego.
Od sądu do sądu
Chrostowski zaprzeczył, by był świadomym współpracownikiem służb PRL. Pozwał dziennikarza, ówczesnego naczelnego i wydawcę "Wprost", żądając od nich przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na muzeum ks. Popiełuszki. Pozwani wnosili o oddalenie pozwu. Sumliński podkreślał, że miał podstawy do swych tez, gdyż dotarł do akt śledztwa IPN w sprawie zabójstwa Popiełuszki, rozmawiał z biegłym i prokuratorem.
W 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie częściowo uwzględnił powództwo Chrostowskiego, nakazując przeprosiny, m.in. za "kłamliwe informacje", choć oddalił roszczenia finansowe. SO uznał, że Sumliński nie dochował szczególnej staranności i rzetelności.
Obie strony złożyły apelacje. SA utrzymał generalnie wyrok SO. Z treści przeprosin SA usunął jednak zwrot, że informacje "Wprost" były kłamliwe, uznając że dziś nie sposób ustalić, czy są prawdziwe, czy nie. SA uznał też, że Sumliński nie działał z winy umyślnej (jak uznał SO), lecz dopuścił się niedbalstwa.
Zdecydował Sąd Naczelny
I powód, i pozwani złożyli kasacje do SN. Adwokat Chrostowskiego mec. Trela chciał, by SN uznał, że Sumliński działał umyślnie, jego słowa o Chrostowskim były kłamliwe, a wpłata 10 tys. zł jest niezbędna dla zadośćuczynienia. Reprezentujący "Wprost" mec. Łuczak wnosił natomiast o oddalenie pozwu, bo Sumliński działał w interesie społecznym, a nie miał szans na oficjalną weryfikację dowodów.
SN częściowo zmienił tylko nieco treść przeprosin pod względem formalnym. W uzasadnieniu wyroku sędzia SN Marta Romańska powiedziała, że Sumliński dochował rzetelności na etapie zbierania materiałów, ale dopuścił się zaniedbań przy ich wykorzystaniu, formułując wnioski nie oparte na rzetelnych podstawach. Zarazem sędzia podkreśliła, że nie działał on z chęci sensacji, lecz w interesie społecznym. "Podjął temat z chęci wyjaśnienia głośnego zdarzenia, z którym organy państwa borykają się od lat" - dodała Romańska.
- Widziałem dokumenty IPN; wiedzą o tym dwie prokuratury - powiedział Sumliński dziennikarzom. Zapowiedział, że odwoła się do trybunału w Strasburgu. Chrostowski nie chciał się wypowiadać. Mec. Trela powiedział, że jest zadowolony z sentencji wyroku, ale nie z uzasadnienia SN; Sumliński - odwrotnie. Króla ani nikogo od wydawcy "Wprost" nie było w SN.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24