Będzie specjalna komisja, która zbada sprawę tego, jak w Warszawskim Zakładzie Medycyny Sądowej przechowuje się zwłoki. Powołał ją w środę prof. dr hab. Marek Krawczyk, rektor warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To właśnie uniwersytet odpowiada za to, co dzieje się w Zakładzie.
A dzieje się strasznie według relacji jednego ze świadków, który w warszawskim Zakładzie Medycy Sądowej przy ul. Oczki chciał zobaczyć ciało syna zmarłego w wypadku samochodowym. - Syn był w takim stanie, w jakim został zabrany z jezdni po wypadku. Nie był ani umyty, ani odpowiednio ułożony, co więcej - nie leżał w chłodni, a po prostu na ziemi. Inne ciała leżały jedne na drugich, jak psy. W kontenerach był stos zwłok - mówił pan Andrzej w radiu TOK FM.
Komisja wyjaśni
Zarzuty te odpiera kierownictwo Zakładu Medycyny Sądowej. - Ciała są przechowywane w specjalnych chłodniach, które rzeczywiście z zewnątrz wyglądają jak ogromne kontenery i osobie postronnej mogą się tak skojarzyć, co nie zmienia jednak faktu, że są to chłodnie. Zapewniam, że nikt zwłok nie rzuca na żaden stos - tłumaczył kierownik Zakładu, dr Paweł Krajewski.
Ale rektor Uniwersytetu Medycznego, pomimo wyjaśnień Krajewskiego, chce zbadania całej sprawy. Wkrótce prace zacznie, powołana w środę specjalna komisja rektorska ds. wyjaśnienia zarzutów dotyczących Zakładu Medycyny Sądowej.
Wersję pana Andrzeja potwierdza inny świadek. - Sytuacja w Warszawie od lat była zła. Studiowałem tu w latach 1987-94 i wiem, co wówczas się działo. Podejrzewam, że wiele się nie zmieniło - mówi TOK FM dr Cezary Wójcik, dziś profesor pomocniczy uniwersytetu stanowego w Indianie.
- Smród rozciągał się na całą ulicę, na ścianach były roje much (...) Sekcję przeprowadzał lekarz lub studenci. Później lekarz odchodził, a zwłoki zaszywał szeregowy pracownik prosektorium. Pracownicy szeregowi cały czas byli pijani. Uważało się, że jest to metoda, by wytrzymać pracę w tych warunkach - dodaje Wójcik.
Źródło: TOK FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN24