Poznańscy strażacy uratowali życie mężczyźnie, którego od lutego 2009 roku przy życiu utrzymuje respirator. Rano na jego osiedlu zabrakło prądu, a bateria w respiratorze starcza jedynie na półtorej godziny.
Mężczyzna mieszka na poznańskim osiedlu Lecha. Od lutego 2009 roku ma uszkodzony główny neuron ruchowy, przy życiu musi go podtrzymywać respirator. Jak opowiada jego żona Regina Brzeskwiniewicz, około godz. 8.30 na osiedlu zabrakło prądu.
Państwo Brzeskwiniewicz nie wiedzieli, jak długo potrwa przerwa w dostawie prądu. - Wiedzieliśmy, że mamy akumulatorek w respiratorze, który działa półtorej godziny - opowiada pani Regina. Dlatego po pół godzinie zdecydowała się poprosić o pomoc straż pożarną.
Na ratunek z agregatem
Strażacy z agregatem prądotwórczym pojawili się niedługo później. - Przywieźli, zamontowali i respirator chodzi bez zarzutu - cieszy się żona chorego mężczyzny. Jak dodaje asp. sztab. Piotr Grzebyta, który przybył na miejsce, taki agregat może działać praktycznie bez przerwy, wystarczy uzupełniać paliwo. Strażacy czasem są proszeni o tego typu interwencje - w historii służby Grzebyty to drugi taki wyjazd.
Pani Regina przyznaje, że być może niebezpieczna sytuacja powstała z jej winy. Jak mówi, zakład energetyczny nie informował jej o planowanym wyłączeniu prądu, bo nie miał zgłoszenia na piśmie od państwa Brzeskwiniewiczów o respiratorze.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24