Radosław Sirkoski pochwalił się, że przedłużono mu pozwolenie na broń. Wśród polskich polityków nie jest wyjątkiem: parlamentarzyści to nieźle "uzbrojona" grupa zawodowa. Czy o pozwolenie jest im tak samo trudno, jak innym? A może powinno być łatwiej? Skąd bierze się entuzjazm posłów dla posiadania broni, podczas gdy większość Polaków opowiada się za jeszcze bardziej rygorystycznymi przepisami?
O okresowych badaniach psychiatrycznych, które posiadacze broni do ochrony osobistej muszą przechodzić co pięć lat, Radosław Sikorski poinformował w poniedziałek na twitterze. Później w "Faktach po Faktach" dodawał, że przeszedł je z wynikiem pozytywnym. W trakcie rozmowy z lekarzem miał usłyszeć pytanie: "czy czuje się podsłuchiwany?". - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - mówił z uśmiechem szef MSZ.
Podobne badania musi przechodzić co kilka lat wielu innych polskich polityków, bo entuzjastów broni wśród nich nie brakuje. Nie ma ugrupowania, z którego nie dobiegłby chociaż jeden głos, że broń przy pasku albo w domu zawsze może się przydać. Na długiej liście polityków, z którymi rozmawialiśmy na temat dostępu do broni w Polsce i problemów z tym związanych, byli przedstawiciele wszystkich klubów parlamentarnych.
Polska radykalna
Nasze przepisy należą pod tym względem do najbardziej restrykcyjnych w Europie.
- Jeśli chodzi o liczbę wydawanych pozwoleń na tysiąc mieszkańców to razem z Holendrami, Brytyjczykami i Maltańczykami jesteśmy na końcu Europy - wskazuje Andrzej Turczyn, adwokat i prezes stowarzyszenia Ruch Obywatelski Miłośników Broni.
O tym, kto może posiadać legalnie broń, a kto nie, formalnie decydują komendanci wojewódzcy policji. Jeszcze kilka lat temu mieli właściwie całkowitą dowolność w tym temacie. Ostatnie zmiany w przepisach, które weszły w życie w 2011 r. sprawiły, że teoretycznie o pozwolenie jest dziś łatwiej. "Teoretycznie", bo praktyka policji niewiele się zmieniła a funkcjonariusze Wydziałów Postępowań Administracyjnych, w których rozpatruje się wnioski, często odmiennie interpretują na przykład to, czy ktoś potrafił wykazać "stałe, realne i ponadprzeciętne zagrożenie życia".
- Ktoś takiej oceny musi dokonać. Zdajemy sobie sprawę, że z tymi ocenami można dyskutować, ale nasze stanowisko jest jasne: dostęp do broni powinny mieć osoby, którym naprawdę jest ona niezbędna. Nie może być tak, że służy ona temu, by móc pochwalić się nią wśród znajomych - tłumaczy inspektor Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Jak dodaje, policja rzeczywiście "bardzo restrykcyjnie podchodzi do rozpatrywania wniosków o pozwolenie na broń ostrą", co zdaniem rzecznika skutkuje między innymi tym, że z roku na rok przestępstw dokonywanych z użyciem broni jest coraz mniej.
Kraj myśliwych
Radykalne stanowisko policji w kwestii dostępu do broni pokrywa się z ogólną opinią Polaków w tym temacie. Jak wynika z badania Eurobarometru, które przeprowadzono w drugiej połowie ubiegłego roku, większość z nas - dokładnie 55 proc. - opowiada się za jeszcze bardziej rygorystycznymi przepisami dotyczącymi posiadania i sprzedaży broni.
Jeszcze 11 lat pozwolenia na różne jej rodzaje miało prawie 540 tys. Polaków. Dzisiaj ta liczba kształtuje się według policyjnych danych na poziomie 340 tys. (z czego 149 tys. to pozwolenia na broń gazową). Tylko 21 tys. osób posiada legalnie broń palną do ochrony osobistej a niecałe 19 tys. do celów sportowych. Najliczniejszą grupę stanowią myśliwi: flinty, muszkiety i inne im podobne ma aż 150 tys. Polaków.
Ile procent wniosków jest przez policję odrzucanych, mimo spełnienia przez osoby ubiegające się o pozwolenie formalnych wymagań? - Szacunki mówią nawet o 70 proc. - twierdzi Turczyn.
Przez parlament łatwiej?
A jak jest wśród polskich parlamentarzystów? Od żadnego z nich nie usłyszeliśmy, by miał jakiekolwiek problemy z uzyskaniem pozwolenia, albo aby słyszał, że miał je inny poseł (posłanka) lub senator (senatorka).
- Restrykcje dotyczące broni bojowej są w Polsce na odpowiednim poziomie - uważa poseł SLD Stanisław Wziątek, prywatnie posiadacz zarówno broni krótkiej jak i długiej. Wśród jego partyjnych kolegów pozwolenia mają jeszcze m.in. Józef Oleksy, Leszek Miller (swojego czasu było o tym głośno, bo były premier otrzymał broń w prezencie zanim otrzymał pozwolenie - red.) i Wojciech Olejniczak (on zastrzega jednak, że swojej strzelby nie używa).
Zdaniem Wziątka można zastanowić się jednak nad poluzowaniem kryteriów dla posiadaczy broni do celów sportowych i szkoleniowych. - Niestety działania idą w przeciwnym kierunku - dodaje.
Potwierdza to insp. Sokołowski: - Te wnioski są sprawdzane coraz ostrzej, bo zdarzały się sytuacje, w której osoba podejrzana o przynależność do grupy przestępczej tłumaczyła w nocy, że z posiadaną przy sobie bronią jedzie właśnie na otwartą przez 24h strzelnicę - wyjaśnia.
Rzecznik Komendanta Głównego zapewnia jednak, że te same zasady obowiązują wszystkich, bez względu na to czy ktoś jest prokuratorem, posłem, senatorem, czy te wykonuje jakikolwiek inny zawód.
- Nie jest to prawdą - i mówię to zarówno z perspektywy byłego funkcjonariusza jak i posła. Wiadomo, że parlamentarzystom, którzy chcą posiadać broń, nikt tego prawa nie odmówi bo nie będzie się chciał narażać - uważa jednak poseł Tomasz Kaczmarek.
Polityka - zawód wysokiego ryzyka
Do policyjnej praktyki wydawania pozwoleń ma zresztą więcej zastrzeżeń. - Przypadki, w którym odmawia się ich byłym funkcjonariuszom, którzy wcześniej walczyli z przestępczością, nie są wyjątkami. A śmiem twierdzić, że w ich przypadku możemy mówić o dużo bardziej realnym zagrożeniu, niż w przypadku "wesołego Radka" (Radosława Sikorskiego - red.) - uważa były poseł PiS.Poseł odnosi się do informacji, której tygodnikowi "Wprost" udzieliło biuro prasowe ministra. Na pytanie dziennikarzy o powody posiadania borni przez Sikorskiego, jego służby wyjaśniały, że wystąpił o zgodę, bo "mieszka 3 km od zakładu karnego".
- To śmieszne. Chciałbym choć raz zobaczyć, jak minister radzi sobie na strzelnicy. Myślę, że połowa policjantów umarłaby ze śmiechu - dodaje Kaczmarek.
Tezę o tym, że politykom łatwiej przekonać policjantów potwierdza przypadek posła Arkadiusza Czartoryskiego z PiS. - Kiedy ubiegałem się o pozwolenie byłem wiceministrem spraw wewnętrznych. Jako osoba "z resortu" miałem prostszą drogę. Obecni posłowie zdają sobie sprawę, że dostają pewne "fory" - przyznaje.
Ale chociaż Czartoryski broń krótką może posiadać, to jej nie ma. - Na znak buntu przeciwko absurdalnym przepisom. Ale posiadam w domu mnóstwo broni białej, zbroje. Przez jakieś dwa tygodnie będę mógł się bronić przed intruzem - dodaje.
"Absurdem" jest według posła PiS na przykład to, że broń, która ma służyć do ochrony domowników, musi być przechowywana starannie w odpowiednim sejfie (przytwierdzonym stale do ściany lub podłogi i z dwoma rodzajami zabezpieczeń - red.).
W praktyce jednak niewiele osób przestrzega tej zasady. Od innego z posłów PiS, którego zapytaliśmy, gdzie trzyma swoją broń, usłyszeliśmy: - Nie chcę rozmawiać na ten temat, bo musiałbym powiedzieć za dużo i pewnie za chwilę miałbym u siebie wizytę panów policjantów.
Temat mało wdzięczny
Najbardziej znanym członkiem Prawa i Sprawiedliwości, który posiada pozwolenie na broń, jest jego prezes Jarosław Kaczyński. O "małym pistoleciku" byłego premiera, jak i o tym, że spacerował z nim po Sejmie, do dziś krążą legendy. Innym członkiem PiS, który miał ponoć w zwyczaju pojawiać się z bronią w parlamencie jest senator Bogdan Pęk (ale temu zaprzecza). Pozwolenie ma też m.in. poseł Maks Kraczkowski.
Posiadacze broni krótkiej są też wśród byłych i obecnych posłów Twojego Ruchu. Artur Dębski swój pistolet ma od 10 lat, Łukasz Gibała (dziś kandydat niezależny na prezydenta Krakowa) swojego SIG-Sauera (kaliber 7 mm) od siedmiu.
Drugi z wymienionych twierdzi, że w przychylności dla parlamentarzystów przy wydawaniu pozwoleń nie ma nic zdrożnego. Dlaczego? - Mamy obowiązek publikowania oświadczeń majątkowych, w których wskazujemy dokładnie ile kosztowności posiadamy. To dostateczny powód do obaw, że ktoś będzie chciał się po to do nas zgłosić. Sam zwróciłem się o pozwolenie właśnie z takiego powodu - tłumaczy.
Ale tak otwarcie mówić chce pod nazwiskiem niewielu parlamentarzystów. Od kilku usłyszeliśmy, że generalnie temat dostępu do broni jest "mało wdzięczny", kilku poza potwierdzeniem, że pozwolenie mają, nie chciało wchodzić w szczegóły. - Jestem z dziećmi, przepraszam - usłyszeliśmy od jednego z nich.
Prezydent się stara nie strzelać. Inni nie muszą
Bardzo duża grupa polityków deklaruje też, że broń ma, ale z niej nie korzysta. Jest w niej na przykład Bronisław Komorowski. Rok temu w rozmowie z "Faktem" prezydent przyznawał, wprawdzie, że "uczestniczy w polowaniach" ale tylko "towarzysząc synowi lub zięciowi". - Miałem się starać, więc się staram… Na szczęście myślistwo to dużo więcej niż strzelanie - mówił wtedy. - Deklaracje sprzed roku są nadal aktualne - usłyszeliśmy od Joanny Trzaski Wieczorek, dyrektor biura prasowego głowy państwa.
Ze swojej strzelby nie korzysta też ponoć była pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska. - Mam broń myśliwską, ale od lat nie mam czasu na polowania. Może wrócę do tego, jak skończę z pracą parlamentarną - mówi posłanka PO.
Na długiej liście osób posiadających uprawnienia łowieckie jest też spora część PSL, ze Stanisławem Żelichowskim i Eugeniuszem Grzeszczakiem na czele. Na polowania mogą zabierać innych swoich kolegów: m.in. Mirosława Maliszewskiego, Jana Łopatę, Marka Gosa i Mirosława Pawlaka.
Autor: Łukasz Orłowski/ ola / Źródło: tvn24.pl