Prezydent Poznania z obecną władzą otwarcie wojuje i to na kilku frontach. Starł się też z kibicami, a z kościołem rozmawia "z pozycji stojącej". Jacek Jaśkowiak twierdzi, że tak widzi wolność i nie boi się konfrontacji, ale nawet jego partyjni koledzy obawiają się, że za tę walkę zapłacą mieszkańcy. Materiał programu "Czarno na Białym".
Na obchody 98. rocznicy odzyskania niepodległości prezydent Jacek Jaśkowiak (PO) zaproszenie dostał w ostatniej chwili. Wszystko dlatego, że uroczystości organizował wojewoda z PiS-u. Jaśkowiak otwarcie wojuje z obecną władzą. Brał m.in. udział w antyrządowych demonstracjach. Protestował też przeciwko działaniom PiS-u w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, które wywołały u niego nawet skojarzenia z czasami głębokiego komunizmu. Przyznaje również, że razem z protestującymi wykrzykiwał takie słowa: precz z kaczyzmem.
- Uważam, że one są bardzo umiarkowane i mieszczą się absolutnie w ramach dozwolonej krytyki - wyjaśnił.
Tyle, że to PiS dzisiaj w Polsce rządzi i dzieli m.in. pieniądze na inwestycje. Zdaniem partyjnego kolegi prezydenta - Jaśkowiak ryzykuje.
- Rząd PiS-u może się zastanowić, dlaczego mamy wspierać prezydenta, który na wiecach KOD-u krzyczy precz z kaczyzmem - ocenił Tomasz Lipiński, radny miasta Poznania. Pytany, czy PiS przez to może obciąć dofinansowanie na jakieś projekty, przyznał, że to możliwe.
- Gdyby tak miało być, że w ramach jakiś retorsji czy sankcji za opozycję i za to, że się nie wielbi władzy, będzie się karanym, to tym bardziej należy to zrobić - powiedział Jaśkowiak.
Dodał, że gdyby w czerwcu 1956 roku myśleli, że miasto może na tym stracić, to nie mielibyśmy wolności.
"Nie" dla apelu smoleńskiego
Wtedy w 1956 roku w walce z komunistyczną władzą zginęło 58 robotników. Obchody ostatniej, 60 rocznicy wydarzeń poznańskiego czerwca, który organizował prezydent Jaśkowiak, to kolejny element jego batalii z PiS-em.
- Poznań był pierwszym miastem, który powiedział "nie" odczytywaniu apelu smoleńskiego - mówił Adam Kompowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" w Poznaniu.
Antoni Macierewicz forsował odczytanie apelu podczas głównych uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Węgier. Do apelu jednak nie doszło, bo Jaśkowiak przeciwstawił się ministrowi obrony. - Jako organizator zrezygnowałem z obecności wojska. Nie wiem, czy się naraziłem, wykonałem wolę kombatantów i poznaniaków. Zrobiłem to, co należało w takich okolicznościach zrobić. Nie traktuję tego w kategoriach pojedynku, walk i ringu - skomentował prezydent Poznania.
To, czego nie było w czerwcu, pojawiło się w listopadzie. Apel smoleński został odczytany podczas Święta Niepodległości na obchodach, które organizował wojewoda z PiS-u i w których uczestniczył prezydent Jaśkowiak.
- Mieszanie katastrofy smoleńskiej, wykorzystywanie jej politycznie, uważam za niegodziwe - komentował prezydent.
Mimo to nie wyszedł z uroczystości. - Takie demonstracyjne wyjście z tych uroczystości byłoby również czymś, co mogłoby urazić wiele osób, które tam przyszły w ten radosny dzień - dodał.
Mateusz Rozmiarek, radny miasta Poznania z Prawa i Sprawiedliwości pytany, jaki jest na dziś wynik pojedynku między Jaśkowiakiem a PiS-em, odpowiedział, że z jego punktu widzenia w tej chwili można to uznać za remis.
Rozdział miasta od Kościoła
Obchody Święta Niepodległości w Poznaniu rozpoczęły się od mszy. Choć nie zabrakło na nich polityków PO, to nie pojawił się prezydent Jaśkowiak, który jest zwolennikiem rozdziału miasta od Kościoła. - Jaśkowiak postanowił twardo rozmawiać z kościołem - skomentował Adam Kompowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Półtora roku temu jako pierwszy w Polsce prezydent miasta opublikował raport na temat finansowych rozliczeń Poznania z Kościołem, a także roszczeń kościelnych instytucji. Wyliczał koszty, jakie miasto ponosi płacąc kurii za użytkowanie budynków czy gruntów. Podjął trudny i kontrowersyjny temat.
- To jest akurat decyzja dobra, ponieważ te grunty leżą na terenie miasta Poznania - chwali prezydenta radny Rozmiarek.
Chodzi m.in. o grunty wokół poznańskiej Malty. Tereny, z których miasto korzysta dowożąc latem kolejką dzieci do ZOO i za które jeszcze niedawno płaciło kościołowi 13 tysięcy złotych miesięcznie. - To są bardzo konstruktywne negocjacje - komentował Jaśkowiak.
Negocjacje, które jak twierdzi prezydent, przynoszą efekty. - Dokonaliśmy wymiany gruntów, czyli te nieruchomości, których my potrzebujemy, będą nam przekazane, a my również w ramach barteru przekazujemy nieruchomości na rzecz kościoła - wyjaśnił.
W tym roku ta wymiana dotyczyła nieruchomości wartych 10 milionów złotych. W przyszłym roku ma być to 20 milionów.
Batalia z kibicami Lecha
Jaśkowiak zasłynął także z tego, że jako pierwszy prezydent polskiego miasta poszedł na czele marszu równości i oficjalnie wsparł środowiska LGBT.
Dla fanów Lecha stał się tęczowym Jackiem, a to i tak najdelikatniejsze z określeń, które pada na stadionie pod jego adresem. - Ja nie jestem z nimi na wojnie - tłumaczył prezydent.
Wycofał miejskie pieniądze na przewóz kibiców, którzy przyjeżdżają na mecze do Poznania. Wcześniej miasto płaciło rocznie 17 tysięcy złotych, by kibiców z dworca na stadion dowoziły miejskie autobusy. Teraz kibice muszą dotrzeć na mecz pieszo.
- Oczywiście, że to zła decyzja. Mówimy tu o pieniądzach w skali mikro, problem w skali mikro, który został wykorzystany przy budowaniu kapitału politycznego - skomentował Łukasz Borowicz rzecznik prasowy KKS Lech Poznań
Tomasz Lipiński, radny z PO dodaje jednak, że to jest tzw. czysty PR. - Te koszty i tak poniesie podatnik, bo to zwiększa koszty policji. Ci funkcjonariusze muszą przyjechać, muszą zabezpieczyć całą trasę tego przemarszu. Zdecydowanie musi być ich więcej - krytykuje prezydenta partyjny kolega.
Wszystko wskazuje, że tę batalię z kibicami Jaśkowiak przegra przez kolegów ze swojej partii. Chcą oni złożyć poprawkę do budżetu i przywrócić miejskie finansowanie dla przejazdów kibiców.
- Uważamy jako radni, że to jest warte tych pieniędzy. Tutaj ewidentnie taką poprawkę złożymy. Pokażemy, ze nie zgadzamy się z tą decyzją - powiedział Lipiński.
Jaśkowiak odpowiedział na słowa partyjnego kolegi. - Widocznie uważają, że lepiej zapłacić taki haracz dla świętego spokoju. To jest haracz za to, że jest spokój - ocenił.
Projekty do aplikacji o środki unijne
Jak powiedział Lipiński, koledzy z partii mają żal do prezydenta. - Żal, że on się koncentruje na takich zagrywkach PR-owych, że lubi błyszczeć w mediach, a niestety czasami odsuwa na dalszy plan takie codzienne działanie, codzienną pracę, np. przygotowanie projektów do aplikacji o środki unijne - mówił.
Zdaniem radnego PO chodzi nawet o 150 milinów złotych unijnych środków dla Poznania. - W tej chwili jest to bardzo zagrożone, ponieważ terminy są bardzo napięte. Do końca listopada trzeba złożyć pierwszą część projektu, do końca roku resztę. Niestety na chwilę obecną te projekty nie są jeszcze gotowe - alarmuje radny i kieruje cios w odpowiedzialnego za projekty Jacka Jaśkowiaka.
- Bez wątpienia zagrożony jest tramwaj na Naramowice. To jest kluczowa obietnica pana prezydenta - dodał.
Jaśkowiak podczas obchodów Dnia Świętego Marcina obiecał poznaniakom tramwaj, który połączy miasto z Naramowicami. Do tej sypialnianej dzielnicy prowadzą dziś wąskie, zakorkowane drogi. A Naramowice rozbudowują się i przenosi się tu coraz więcej poznaniaków. Tramwaj i kluczowa obietnica prezydenta nie ruszą bez unijnych środków.
- Zajmuje się tymi projektami od samego początku i one są w trakcie przygotowywania - zapewniał Jaśkowiak. I choć Jaśkowiak zapewnia, że wszystko idzie zgodnie z planem, to sam ma wątpliwości czy się uda.
- Zagrożenie zawsze istnieje, szczególnie w tej chwili, gdy część urzędników obawia się tych trzyliterowych służb, w szczególności CBA.
"Prosty człowiek"
Jego zwycięstwo dwa lata temu było ogromną sensacją. Pokonał rządzącego Poznaniem przez 16 lat Ryszarda Grobelnego. W tym czasie zmienił się wizerunek miasta. O Poznaniu jest głośno w całej Polsce.
- To nie jest tak, że on tylko zajmuje się walkami bokserskimi czy udziałem w jakiś marszach. On na co dzień również ciężko pracuje - mówił o koledze Tomasz Lipiński.
Jego inspiracją jest Jacek Kaczmarski. Jaśkowiak był menadżerem nieżyjącego już barda Solidarności, którego piosenki stały się symbolem walki o wolność.
- Nie uważam, żebym w ciągu tych 2 lat uderzył poniżej pasa - powiedział prezydent. Natomiast jest taki tekst Jacka Kaczmarskiego "Prosty człowiek" - "ale jak ktoś mi da po pysku, oddam z nawiązką Janie Chrystus" - dodał.
- Nie uważam, żebym pootwierał wiele frontów. Być może to jest czymś nowym, że rozmawiam z pewnymi podmiotami takimi jak kibice czy kuria nie na kolanach. Do tej pory bywało tak, że wiele osób rozmawiało w pozycji klęczącej, a ja staram się rozmawiać w pozycji siedzącej lub stojącej - wyjaśnia Jaśkowiak.
Autor: KB/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24