Trzy miesiące temu pan Piotr miał stłuczkę. Nie z jego winy. Sprawca kolizji najpierw chciał współpracować, ale zaraz potem uciekł. Mimo tego, że znane są jego dane, policja do dziś nie może do niego dotrzeć.
Do zdarzenia doszło trzy miesiące temu w Czeladzi. - Kolejka samochodów. I nagle zza tej kolejki wyjeżdża bardzo szybko jakiś pojazd. W lukę przede mną chciał się wcisnąć - relacjonuje przebieg kolizji poszkodowany. Jego 12-letni polonez skończył z rozbitym przodem. - Konstrukcja zderzaka do wymiany, pas przedni do wymiany całkowicie... - opisuje straty pan Piotr. Naprawa została wyceniona na 2 tysiące złotych. Tyle pieniędzy poszkodowany w tej chwili nie ma. Powinien zapłacić ubezpieczyciel, ale nie może...
...bo sprawca uciekł z miejsca wypadku
Pan Piotr mówi, że początkowo sprawca stłuczki był miły, wskazywał nawet zaprzyjaźniony warsztat samochodowy. Ale uprzejmości się skończyły, kiedy poszkodowany postanowił zadzwonić na policję. - Wziąłem za telefon, a ten się obrócił, wsiadł do samochodu i odjechał - relacjonuje pan Piotr. Na szczęście miał zapisany numer rejestracyjny samochodu, z którym się zderzył. Wystarczyłby jeszcze numer jego polisy i poszkodowany otrzymałby pieniądze na naprawę. Numeru jednak nie ma, bo zawiodła policja.
Szukali go 3 miesiące
Do sprawcy kraksy policjanci z Sosnowca docierali przez trzy miesiące. - Aktualnie mamy ustalone jego miejsce zamieszkania i czekamy na jego powrót z wakacji - mówi Artur Pająk z sosnowieckiej policji. To, że poszukiwania trwały tak długo, tłumaczy problemami komunikacyjnymi między komendami w Katowicach i Sosnowcu. - Jest to wyjątkowa sytuacja. Zawinił system przekazywania informacji - tłumacz policjant. Nie wiadomo, czy odpowiada za to człowiek, czy maszyna - śledztwo w tej sprawie trwa.
Zapłaci sam?
Nie wiadomo też, jak zachowa się sprawca kolizji, gdy już wróci do domu - może nie chcieć współpracować z policją, a pan Piotr obawia się, że mógł pozbyć się starego auta. Poza tym poszkodowany może mieć problemy z samym ubezpieczycielem - po trzech miesiącach od zdarzenia, może okazać się, że jedynym dowodem na to, że to nie on spowodował stłuczkę, są jego własne słowa. Ubezpieczyciel może mu nie uwierzyć. Pan Piotr skarży się, że auto jest jedynym środkiem transportu dla jego chorej teściowej. Teraz kobieta musi siedzieć w domu.
Artur Płatek z policji, zapytany o to, czy chciałby być na miejscu pana Piotra, który od kilkunastu tygodni nie ma sprawnego samochodu, odpowiada jedynie wymownym milczeniem.
Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24