Europoseł SdPl Dariusz Rosati zaprzeczył, że podjął zobowiązanie do współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL. Oświadczył, że nie pisał dla tych służb sprawozdań i raportów, ani nie wiedział o nadaniu mu pseudonimu "Buyer". Oświadczenie takiej treści zostało w poniedziałek umieszczone na stronie internetowej europosła.
Jak wynika z katalogu opublikowanego w poniedziałek przez IPN, Rosati był pozyskany do współpracy z wywiadem PRL w lutym 1978 r., przed wyjazdem na stypendium w USA, a w maju 1978 r. zarejestrowano go w kategorii kontakt operacyjny pseud. "Buyer".
IPN: Rosati zarejestrowany "Buyer"
Informuję, że w 1998 roku oraz w 2004 roku składałem wymagane prawem oświadczenia lustracyjne, które nie zostały zakwestionowane przez Rzecznika Interesu Publicznego. Dariusz Rosati
O rzekomej współpracy Rosatiego z organami bezpieczeństwa PRL pisał w lipcu tygodnik "Wprost".
Wówczas Rosati wydał specjalne oświadczenie, które w poniedziałek ponownie ukazało się na jego stronie internetowej w zakładce - aktualności.
"Nie podjąłem zobowiązania do współpracy"
Nie wiedziałem o nadaniu mi pseudonimu "Buyer", nie pisałem raportów i sprawozdań, nie wiedziałem nawet z jakim rodzajem PRL-owskich służb miałem do czynienia Dariusz Rosati
Zaznaczył też, że "nie przekazywał żadnych relacji" z prelekcji organizowanych przez antykomunistyczne organizacje polonijne.
-Nie wiedziałem o nadaniu mi pseudonimu "Buyer", nie pisałem raportów i sprawozdań, nie wiedziałem nawet z jakim rodzajem PRL-owskich służb miałem do czynienia - podkreślił polityk.
Kontaktowali się przed wyjazdem do USA
Rosati wyjaśnił w oświadczeniu, że w styczniu 1978 r. przed jego wyjazdem na staż do Stanów Zjednoczonych skontaktował się ze nim pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i powiadomił go, że podczas pobytu za granicą będzie pod opieką polskich władz konsularnych i dlatego po przylocie do USA Rosati powinien zgłosić się do polskiego konsulatu w Nowym Jorku.
-Ponieważ mój wyjazd miał charakter służbowy i korzystałem ze służbowego paszportu, uznałem tę procedurę za naturalną. W owym czasie polscy stypendyści wyjeżdżający na czasowe pobyty często zostawali za granicą na stałe, czemu władze polskie starały się zapobiec. Uznałem, że w moim przypadku chodzi o utrzymanie kontaktu w celu zapobieżenia moim ewentualnym planom pozostania w Stanach Zjednoczonych na dłużej" - napisał Rosati.
Jak dodał, po przylocie do USA zgłosił się więc do polskiego konsulatu. -Po jakimś czasie skontaktował się ze mną pracownik konsulatu odpowiedzialny za opiekę nad polskimi stażystami i stypendystami. Po kilku spotkaniach, gdy zorientowałem się, że interesują go sprawy nie mające związku z przebiegiem mojego stażu, odmówiłem podjęcia współpracy - napisał Rosati.
Eurodeputowany dodał, że nadal utrzymywał natomiast "kontakty towarzyskie" z tą osobą, bo - jak napisał - "mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy, a nasze dzieci chodziły do tej samej szkoły w Nowym Jorku".
-Informuję, że w 1998 roku oraz w 2004 roku składałem wymagane prawem oświadczenia lustracyjne, które nie zostały zakwestionowane przez Rzecznika Interesu Publicznego - podkreślił Rosati.