Prokuratura będzie dziś wnioskować o areszt dla wszystkich pięciu mężczyzn podejrzanych o kradzież historycznego napisu z nad bramy obozu w Oświęcimiu. Potwierdzono informacje TVN24, że głównym zleceniodawcą kradzieży był obywatel jednego z europejskich krajów. Śledczy wskazują także na zaniedbania w ochronie muzeum. - Mężczyźni bez kłopotu dostali się na jego teren - mówił szef prokuratura okręgowej w Krakowie Artur Wrona. W tej sprawie toczyć się będzie osobne postępowanie.
TVN24 jako pierwsze poinformowało, że trop prowadzi do Szwecji. Prokurator "nie potwierdził i nie zaprzeczył tej informacji". - Mamy dane, które wskazują na zleceniodawcę. Materia sprawy jest na tyle delikatna, a etap śledztwa wczesny, że nie chcemy jeszcze przesądzać, zwłaszcza, że chodzi o obywatela innego państwa - poinformował Artur Wrona szef prokuratury okręgowej w Krakowie.
Jak donosi radio RMF FM już wiosną organizator kradzieży, prowadził pierwsze przygotowania. Według radia, śledczy zabezpieczyli telefony zatrzymanych osób, sprawdzili bilingi i w ten sposób udało się ustalić numer telefonu osoby, mieszkającej na terenie Szwecji. Wiadomo, że jest to mężczyzna. To z nim polski zleceniodawca akcji kontaktował się wielokrotnie - zarówno przed, jak i po kradzieży, donosi RMF FM.
We wtorek przeprowadzono eksperyment procesowy, mający potwierdzić zeznania złożone przez podejrzanych. - To pozwoliło nam uzyskać dużo materiału dowodowego, który potwierdza zeznania podejrzanych - dodał Wrona. Te materiały dają prokuraturze podstawy do wystąpienia do sądu o trzymiesięczny areszt dla wszystkich podejrzanych. - Takie wnioski są opracowywane i jeszcze we wtorek zostaną złożone - potwierdził Wrona.
Wczesnym wieczorem nadeszła wiadomość, że sąd wnioski o areszt ma rozpatrzeć jeszcze we wtorek. Podejrzani mają zostać doprowadzeni przed oblicze sądu.
Ochrona zawiodła
Prokuratura zamierza wyłączyć do oddzielnego postępowania wątek niedopełnienia obowiązków przez dyrekcję muzeum. - Nie podejrzewamy nikogo o współudział w kradzieży, ale naszym zdaniem doszło do rażących uchybień - dodał Wrona.
Śledczy podkreślają, że obóz był nienależycie chroniony. - Nie ulega wątpliwości, że osoby dostały się na teren obozu bez żadnego problemu. To nie było tak jak do tej pory sądziliśmy, że przeprowadzono szczegółowe rozeznanie miejsca zdarzenia. Po przybyciu na miejsce przestępstwa, sprawcy byli tam pierwszy raz nie licząc wycieczek szkolnych, w których uczestniczyli wiele lat wcześniej - podkreślił Wrona.
Nikt z ochrony obiektu nie zauważył, że osoby przemieszały się wokół obozu sprawdzając jego zabezpieczenie. Sprawcy nie niepokojeni weszli na teren muzeum. Nie mieli nawet drabiny, by odkręcić napis wdrapali się po siatce ogrodzenia. Gdy okazało się, że nie mają potrzebnych narzędzi… wycofali się do sklepu, gdzie uzupełnili „arsenał”. Ponownie wrócili na teren obozu i dokończyli kradzież. - Świadczy to o tym, że ochrona pracowała nienależycie - powtórzył Wrona.
Zagraniczny odbiorca
Pięć osób zatrzymanych to nie wszystkie osoby, które były zaangażowane w kradzież. Według prokuratury, główny zleceniodawca to osoba nie będąca Polakiem, zamieszkująca w jednym z europejskich krajów. Kto bezpośrednio dokonał kradzieży i kto zlecił ją na terenie Polski prokuratura, już ustaliła. Teraz śledczy starają się dotrzeć do faktycznego zleceniodawcy przestępstwa. Będzie to wymagało pomocy prawnej jednego z państw europejskich.
Prokuratura przedstawiła tez schemat działania grupy. Zleceniodawca na terenie Polski miał kontakt z tylko jednym z bezpośrednich sprawców wykonujących kradzież już na terenie Oświęcimia. Ta osoba z kolei „zatrudniła” trzech dobrze sobie znanych "podwykonawców".
Polski "mózg operacji" miał z kolei kontakt z zagranicznym „pracodawcą”. Choć tego prokurator nie dodał, ze schematu wynika że i on mógł tylko działać na rzecz docelowego odbiorcy.
Źródło: tvn24