- Zdążyłbym na dyskusję o Gruzji, gdybym nie musiał rozmawiać ze swoimi współpracownikami 150 metrów od budynku. Nieprzyznanie przepustek moim ministrom, to zapewne nie była decyzja prezydencji francuskiej, ale - jak można się domyślić - wola ministra Sikorskiego - mówił Lech Kaczyński tuż po przylocie do Warszawy. Jego zdaniem działanie MSZ było "poza wszelkim politycznym obyczajem".
- Czy minister Sikorski miał prawo blokować wejście do polskiego przedstawicielstwa moim najbliższym współpracownikom? - pytał Lech Kaczyński, podczas zorganizowanej na prędce konferencji prasowej, tuż po tym jak wylądował na warszawskim lotnisku. I odpowiadał: - Głęboko w to wątpię.
Wypowiedzi prezydenta to komentarz do sytuacji, która miała miejsce na szczycie w Brukseli. Ministrowie Lecha Kaczyńskiego nie dostali niezbędnych zezwoleń, by móc przebywać w budynku, w którym odbywało się posiedzenie Rady Europejskiej.
- Zachowanie polskiego MSZ wykraczało poza normy przyjęte w krajach demokratycznych. To są działania, które w cywilizowanych krajach się nie mieszczą - mówił prezydent dziennikarzom.
"Zdążyłbym na dyskusję"
Dlaczego prezydenta nie było na sali podczas dyskusji o Gruzji, na którą tak bardzo czekał? – Gdyby mógł rozmawiać ze swoimi współpracownikami na siódmym piętrze budynku, w którym odbywało się posiedzenie Rady, a nie 150 metrów przed nim, to bym na nią zdążył. A tak dowiedzieliśmy się, że trwa dyskusja o Gruzji. Pobiegłem tam szybko, ale okazało się, że przyszliśmy z ministrem Sikorskim za późno. Dyskusja, po dwóch minutach, już się skończyła - zaznaczał Lech Kaczyński. Przyznał jednak, że ani on, ani premier "nie przewidywali, że prezydent Francji na temat Gruzji przeprowadzi tylko dwuminutową dyskusję". - To był taktyczny zabieg – ocenił.
"Cieszę się, że tam byłem, ale..."
O konflikcie z rządem prezydent wypowiadał się w tonie ostrzejszym, niż Donald Tusk podczas swojej konferencji kilka godzin wcześniej (premier m.in. "żałował" tego, jaką formą przybrał jego spór z prezydentem – red.).
Zaznaczył jednak, że współpraca z premierem podczas zakończonego szczytu pokazała, że wszyscy, którzy liczyli na eskalację konfliktu "zawiedli się". Jak bowiem ocenił, posiedzenie Rady okazało się dla Polski "względnym, ale jednak sukcesem".
– Nie mogliśmy osiągnąć więcej, niż przesunięcie decyzji w sprawie pakietu klimatycznego. Cieszę się, że tam byłem i mam nadzieję, że do takich sytuacji (spór o skład delegacji i rządowy samolot - red.) już nie będzie dochodzić – podkreślał.
Szefowie państw i rządów zebrani na szczycie w Brukseli zgodzili się, że polityczne porozumienie w sprawie pakietu ma zapaść jednomyślnie na kolejnym szczycie UE w grudniu.
"Mówiłem podczas kolacji"
Szef polskiej delegacji na unijnym szczycie (co Lech Kaczyński po raz kolejny podkreślił powołując się na art. 126 Konstytucji RP) zdementował też informację gazet (z nazwy wymienił "Dziennik"), jakoby miał nie zabierać głosu podczas posiedzeń Rady. - To jest nieprawda. Zabierałem głos, mówiłem nawet dość długo w czasie kolacji, która jest przecież częścią roboczą szczytu – zaznaczał.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.PAP