Kolejny deadline, jaki dała nam Komisja Europejska na przyjęcie noweli ustawy medialnej i wysłanie jej do Brukseli, mija za półtora miesiąca. Przed jej przyjęciem Donald Tusk obiecał „poważną rozmowę” o kontrowersyjnych przepisach dot. internetu. Kiedy się odbędzie? Nie wiadomo. W resorcie kultury „trwają jeszcze ustalenia” odnośnie terminu i zaproszonych osób. - Możemy mieć tylko nadzieję, że premier nie zapomniał o deklaracji – mówi portalowi tvn24.pl Katarzyna Szymilewicz z Fundacji Panoptykon.
- W chwili obecnej trwają jeszcze ustalenia dotyczące konsultacji społecznych w tej sprawie. Nie dysponujemy jeszcze szczegółami dotyczącymi daty, ani tego, kto weźmie w nich udział – taką odpowiedź na nasze pytanie o konsultacje społeczne dostaliśmy od ministerstwa kultury.
- Ja nic nie wiem. Konsultacje są obiecane, ale nie ma żadnego terminu. Minął dopiero tydzień, to chyba jeszcze za wcześnie – dodaje Igor Ostrowski, który w zespole doradców strategicznych premiera zajmuje się prawem regulującym działalność mediów elektronicznych.
Deadline za półtora miesiąca
Tymczasem czas goni. Polska już jest spóźniona z implementacją unijnej dyrektywy dot. regulacji rynku audiowizualnego dwa lata. 14 marca jednak Komisja Europejska odroczyła termin o kolejne dwa miesiące na transpozycję doktryny, co daje rządowi i parlamentowi czas na nowelizację ustawy medialnej do połowy maja. Potem KE może wnieść skargę na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, a ten może nałożyć na nas karę pieniężną.
- Termin jest krótki, ale przygotowanie implementacji dyrektywy jest możliwe. Wymaga jednak pewnej determinacji i nakładu środków. Ja bym najpierw zapytał Komisji Europejskiej, jakich konkretnie rozwiązań wymaga, zanim bym im coś wysłał – mówi portalowi tvn24.pl ekspert prawny Krajowej Izby Gospodarczej (która również zgłaszała zastrzeżenia do projektu) mecenas Maciej Gawroński. Jego zdaniem problem z rządowymi propozycjami polegał na tym, że były zlepkiem rozwiązań z kilku krajów, co skutkowało brakiem konsekwencji i przepisami często niemożliwymi do zastosowania. Izba, jak dodał, ma kilka propozycji, jak to poprawić. Tyle że nikt się z rządu jeszcze nie zgłosił.
Rejestracja stron z plejerkami
Dopracowania wymagają przepisy dotyczące internetu, a konkretnie dostawców audiowizualnych usług medialnych na żądanie, czyli właścicieli stron udostępniających materiały wideo. Pierwsza wersja rządowych propozycji w tej sprawie pojawiła się w uchwalonej 4 marca przez Sejm nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Przewidywały one obowiązek rejestrowania w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji audiowizualnych usług medialnych na żądanie, czyli tzw. VOD. Za niedopełnienie go groziłaby kara w wysokości do 10 proc. przychodu. Ponadto nowela wprowadzała obowiązek promowania treści europejskich i blokowania nieletnim dostępu do treści dla nich nieodpowiednich.
Zarówno propozycje, jak i przyspieszony tryb ich uchwalenia, wywołały burzę. Przedstawiciele organizacji społecznych i przedsiębiorców zwracali uwagę, że definicja w ustawie jest nieprecyzyjna, a mieści się w niej właściwie każda strona internetowa, która zawiera jakiekolwiek plejerki wideo, ponadto przepisy uderzają w konkurencyjność polskich firm.
Premier: bardzo serio o tym porozmawiamy
Dosłownie za pięć dwunasta, w przeddzień planowanego w Senacie głosowania zabrał głos premier. Poinformował, że zarekomendował senatorom usunięcie z ustawy przepisów dotyczących internetu i zapowiedział konsultacje społeczne. - Wspólnie z ministrem kultury zrobimy takie spotkanie, żeby sobie wyjaśnić, jakie regulacje potrzebne są w internecie, a jakie są zbędne. Zobaczymy, co jest niezbędne, a co jest właśnie radosną twórczością, przeszkadzającą ludziom żyć. Zrezygnujemy z tych przepisów i bardzo serio o tym porozmawiamy – stwierdził.
I dodał: - Warto słuchać tych, którzy mówią, że internet jest gwarancją wolności. Z kolei minister kultury Bogdan Zdrojewski mówił w Senacie 17 marca, że nowelizacja ustawy medialnej zostanie podzielona na dwie części, a „teraz zostaną wprowadzone te przepisy, które nie budzą żadnych wątpliwości”
„Możemy mieć tylko nadzieję, że premier nie zapomniał”
Kontrowersyjne przepisy Senat usunął, a senackie poprawki utrzymał Sejm. Co do „słuchania” głosów internautów, skończyło się na deklaracjach. - Nie mamy żadnych informacji o konsultacjach społecznych. Możemy mieć tylko nadzieję, że premier nie zapomniał – mówi nam Szymilewicz.
Nie ma też odpowiedzi na list, który w tej sprawie 17 marca wysłały organizacje pozarządowe. - Dopiero po zmasowanej akcji medialnej, owocującej szerokim społecznym sprzeciwem, premier obiecał zbadać proponowane regulacje i ostatecznie zaproponował senatorom usunięcie z projektu ustawy tej części, która ma regulować internet. Po raz kolejny powtarza się niepokojący schemat gaszenia pożaru w ostatniej chwili. A takiej sytuacji można było uniknąć – napisały m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Internet Society Polska i Fundacja Panoptykon, apelując o rozmowy.
Nie po raz pierwszy. W lutym zeszłego roku, gdy podobna burza wybuchła wokół kontrowersyjnych przepisów dotyczących rejestru stron i usług niedozwolonych w ustawie hazardowej, rząd konsultacje społeczne zorganizował. Podczas kilkugodzinnego spotkania transmitowanego w telewizji i internecie premier wysłuchał uwag przedstawicieli organizacji pozarządowych i blogerów, do części się ustosunkował i zadeklarował, że na tym sprawa się nie skończy.
- Rząd obiecał nie tylko usunięcie rejestru, ale i dalsze konsultacje, i to dość szybko. W kwietniu znów zaprosiliśmy rząd do rozmowy, ale na deklaracjach się skończyło – przypomina Szymilewicz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP, sxc