Nudności, bóle głowy, rozdrażnienie - mieszkańcy Wólki Kosowskiej trzy tygodnie po wielkim pożarze hali handlowej skarżą się na dolegliwości spowodowane przez zanieczyszczone powietrze. Skarżą się też na brak informacji, bo nie wiedzą, czy grozi im tylko kaszel, czy też rak i białaczka. Władze nie mają sobie nic do zarzucenia. A mieszkańcy mogą być zmuszeni do ewakuacji.
10 maja spłonęła hala centrum handlowego w podwarszawskiej Wólce Kosowskiej. Pożar ugaszono, ale zgliszcza hali wciąż straszą - widokiem i zapachem. Swąd przeszkadza mieszkańcom w normalnym życiu.
W powietrzu unosi się nie tylko przykry zapach, ale i szkodliwe substancje, których dopuszczalne stężenie jest nawet kilkukrotnie przekroczone. To między innymi chlorek winylu i fosfolina, która jest pochodną związków fosforoorganicznych.
Dwa razy dziennie na wniosek wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska w okolicy zjawia się najnowocześniejszy sprzęt. To warte 3 mln złotych mobilne laboratorium, które bada stężenie niebezpiecznych substancji. Strażacy dokonują pomiarów w sześciu wyznaczonych miejscach. Od razu po badaniu wyniki przesyłane są do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska i tam analizowane. Jak tłumaczy Henryk Mędrykowski, powiatowy inspektor sanitarny, możliwe skutki uboczne to podrażnienie śluzówki, dróg oddechowych, niepokój, rozdrażnienie.
"Sprawdzamy w Google, co nam grozi"
Mieszkańcy skarżą się jednak na silniejsze dolegliwości. - Ja odczuwam bóle głowy, nudności. Dziecko malutkie nie powie, co mu jest i jak się czuje, ale jest niespokojny i rozdrażniony - mówi Barbara, mieszkanka Wólki. Inna kobieta dodaje: -Głowa boli cały czas. Niektórzy mają kłopoty z oddychaniem, z kaszlem. Kto może, to wyjechał. Ale wiele osób nie ma dokąd wyjechać, bo tu chodzi do pracy, dzieci do szkoły, przedszkola - wyjaśnia. Dodatkowo w ustach czuć metaliczny posmak.
Mieszkańcy narzekają również na brak informacji. - Nikt nie przyszedł i nie powiedział nam, co nam grozi. To są lakoniczne komunikaty, z których przeciętny człowiek niewiele zrozumie - mówi Marta. - Sprawdzamy w Internecie nazwy substancji i szukamy sami informacji. Znajdujemy odpowiedzi, że grozi to białaczką, rakiem i tak dalej - dodaje.
Mieszkańcom grozi ewakuacja?
W Powiatowym Centrum Zarządzania Kryzysowego urzędnicy nie mają sobie nic do zarzucenia. Według władz mieszkańców odwiedza lekarz, sanepid i pielęgniarki, którzy rozmawiają z zaniepokojonymi osobami.
Na razie podwyższone stężenie przekracza jedynie normy alarmowe.
Hala ma zostać rozebrana. Początek - już w najbliższy poniedziałek. To oznaczać może ewakuację mieszkańców, bo według inspekcji sanitarnej, podczas takich prac wydobędzie się wiele niebezpiecznych dla zdrowia substancji. Jak ustalił reporter TVN24, gmina rozważa ewakuację, ale nie ma jeszcze przygotowanych planów.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24