Białoruskie służby graniczne nie wpuściły przewodniczącego sejmowego zespołu ds. Białorusi, Roberta Tyszkiewicza (PO), który był w polskiej delegacji jadącej na Grodzieńsczyznę. - Powodów nie podano. Decyzja była jednoznaczna i ostateczna, musiałem wrócić do Polski - mówił w TVN24.
Poseł Tyszkiewicz i trzech posłów PiS: Tadeusz Woźniak, Krzysztof Maciejewski oraz Marek Matuszewski przez przejście w Kuźnicy chciało udać się na uroczystości związane z 66. rocznicą akcji "Ostra Brama".
Organizują je nieuznawany przez władze w Mińsku Związek Polaków na Białorusi i konsulat RP w Grodnie. Z tej okazji w kilku miejscowościach na Grodzieńszczyźnie zostaną zapalone znicze, odbędą się spotkania z kombatantami, w Sołach zostanie odprawiona msza.
Posłowie PiS zostali wpuszczeni na Białoruś, poseł Tyszkiewicz otrzymał odmowę. – Powodów nie podano. Powołano się na konwencję genewską, i powiedziano mi, w oparciu o jej zapisy wjazd do Białorusi jest niemożliwy. Decyzja była jednoznaczna i ostateczna, musiałem wrócić do Polski. Moi koledzy przejechali, wobec nich nie było zastrzeżeń - dodał.
"Bo wspierałem demokrację"
Oficjalnych powodów nie podano, ale Tyszkiewicz ma pewne podejrzenia. - Decyzja ta była spowodowana moim zaangażowaniem w walkę o demokrację na Białorusi, we wspieranie instytucji demokratycznych, wolnych mediów na Białorusi, rozmaitych programów chroniących prawa człowieka i obywatela, wszelkich inicjatyw wspierających proces demokratyzacji u naszego wschodniego sąsiada - stwierdził
Polski konsul w Grodnie Andrzej Chodkiewicz kontaktował się w tej sprawie z białoruskim MSZ, jednak bez rezultatów. - Przyjęto ode mnie informację i nic więcej. Nie było żadnej reakcji - powiedział konsul Polskiemu Radiu.
"Łukaszenka dał sygnał: ktoś się wychyli, dostanie po głowie"
Poseł Robert Tyszkiewicz w 2007 roku znajdował się w składzie delegacji z ówczesnym liderem PO Donaldem Tuskiem na czele, której nie wpuszczono na Białoruś. Wtedy też został poinformowany przez białoruskie władze, że jest osobą niepożądaną w tym kraju
Paweł Kowal (PiS) z kolei uznał nie wpuszczenie Tyszkiewicza z porażkę polityki rządu Donalda Tuska wobec Białorusi. - Trzeba zwracać się ku społeczeństwu. Dyktatorzy są zawsze tacy sami, dbają tylko o utrzymanie władzy, a Łukaszenka martwi się tylko o swój majątek i bezpieczeństwo. Popełniono błąd, bo niepotrzebnie prowadzono rozmowy, nie broniono Andżeliki Borys. Łukaszenka dał sygnał: ktoś się wychyli, dostanie po głowie - uważa Kowal.
Rzecznik rządu: liczyliśmy na poprawę sytuacji...
Rozczarowanie incydentem wyraził rzecznik rządu Paweł Graś. - Jeśli rzeczywiście tak jest, to bardzo niedobrze, bo liczyliśmy na to, że stosunki z Białorusią będą się poprawiać i że nasza mniejszość będzie lepiej traktowana - powiedział Graś dziennikarzom.
- To jest kolejny sygnał, że nasze zabiegi, czy próby znormalizowania tej sytuacji nie spotykają się ze zrozumieniem Białorusi - ocenił rzecznik rządu.
Graś poinformował też, że "bardziej zdecydowane" kroki związane z sytuacją na Białorusi rozważał szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. - Wiem, że pan minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski jeszcze przed tym faktem (niewpuszczeniem Tyszkiewicza na teren Białorusi - red.), w zeszłym tygodniu, myślał o podjęciu kroków, bardziej zdecydowanych, związanych z sytuacją mniejszości polskiej na Białorusi - powiedział rzecznik rządu.
Zapowiedział, że rząd będzie sytuację tę "w przyszłym tygodniu analizować". - I na pewno będziemy zainteresowywać tym co dzieje się na Białorusi również dyplomację europejską - zaznaczył Graś.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 / fot. www.roberttyszkiewicz.pl