Białoruski opozycjonista Żmicier Pimienau, zatrzymany w nocy z czwartku na piątek przez polskich pograniczników, na granicy został zwolniony. Pimienau, mający w Belgii status uchodźcy, został doprowadzony do prokuratury w Przemyślu i tam przesłuchany. Interpol poszukuje Pimienaua od 2000 roku w związku z oskarżeniami o pobicie.
Pimienau został wypuszczony ponieważ zarzuty stawiane mu przez Białoruś przedawniły się w naszym kraju. Pimienau opuścił siedzibę Prokuratury Okręgowej w Przemyślu przed północą. Był przesłuchiwany przez blisko osiem godzin w obecności tłumacza.
Takiego chrześcijańskiego szacunku, miłości, nie mógłbym sobie nigdy wyobrazić. Ludzie, którzy podejmowali tę decyzję, odnosili się z takim szacunkiem do człowieka, którego poszukuje Interpol. Najpierw mówili, że trzeba coś wyjaśnić w sprawie paszportu, potem powiedzieli, że ponieważ jestem poszukiwany, są zmuszeni oddać mnie w ręce policji. Żmicier Pimienau
Dodał, że w polskiej prokuraturze był "był przyjemnie zaskoczony" po tym, co widział "w Europie, w Białorusi i Rosji". Pimienau po zwolnieniu zapowiedział, że pojedzie do Warszawy, a potem wróci do Belgii, gdzie mieszka na stałe.
Poszukiwany listem gończym
W trakcie zatrzymania Białorusin jadący na Ukrainę posłużył się belgijskim dokumentem potwierdzającym status uchodźcy, jaki uzyskał w tym kraju kilka lat temu po ucieczce z Białorusi.
Rzecznik Prokuratury Generalnej, Mateusz Martyniuk tłumaczył w piatek w rozmowie z tvn24.pl, że "żaden tego typu dokument wystawiony przez jeden z krajów nie może wiązać rąk sądowi innego kraju, w tym wypadku Polski". Martyniuk powiedział, że Pimienau został zatrzymany na podstawie wciąż aktualnego międzynarodowego listu gończego wystawionego pod adresem mężczyzny w 2000 roku przez Interpol.
- Żeby tę procedurę przedstawić obrazowo, można ją porównać do zatrzymania Zakajewa - tłumaczy Martyniuk. - Zakajew został zatrzymany przez polską prokuraturę na podstawie listu gończego, ponieważ prokuratura taki obowiązek miała. Ta procedura działa "z automatu" i tak też wygląda w przypadku Żmiciera Pimienaua.
Rzecznik dodał też, że zarzuty ciążące na nim są poważne i nie wolno ich lekceważyć.
Opozycjonista czy "krzykacz"?
Żmicier Pimienau jest członkiem Partii Konserwatywno-Chrześcijańskiej, jednej z opozycyjnych frakcji działających na Białorusi, jednak w kraju nie był już od kilku lat. Według osób skupionych wokół ruchu Karta 97, mężczyzna miał w 2008 roku trafić przed sąd za "chuligaństwo i wandalizm", jakiego dokonał, kradnąc w Witebsku popiersie dawnego, carskiego generała Aleksandra Suworowa.
Pimienau po informacjach o zbliżającym się zatrzymaniu miał uciec do Belgii, w której otrzymał status uchodźcy. Miejscowi policjanci dali wiarę jego zapewnieniom o prześladowaniach, jakich był ofiarą i odstąpili od jego aresztowania. Polska prokuratura takich informacji nie ma, ale obiecuje, że wszystko dokładnie sprawdzi.
Prokuratura nie chce wpadki
Tydzień temu na polskich śledczych spadła fala krytyki za wydanie władzom Białorusi informacji dotyczących znanego opozycjonisty Alesia Bialackiego, któremu teraz grozi w kraju 7 lat więzienia za oszustwa podatkowe, jakich miał się rzekomo dopuścić. W konsekwencji prokurator generalny Andrzej Seremet zwolnił dwie osoby. Sprawa Bialackiego zatacza też coraz większe kręgi na Litwie, gdzie do dymisji podała się już jedna z urzędniczek ministerstwa spraw wewnętrznych.
Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza", RMF, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, Interpol