Na lotnisku wojskowym w Babich Dołach w Gdyni pod wpływem VIP-ów łamano przepisy. Między innymi naciągano warunki atmosferyczne tak, by spełniały one minimalne wymogi do lądowania - powiedział anonimowo TVN24 były pracownik tamtejszej kontroli lotów. Z lotniska w Babich Dołach często korzystali prezydenci Lech Kaczyński i Aleksander Kwaśniewski, ostatnio Donald Tusk.
- Przewidywana była mgła. Wtedy było ustalane między sobą, na telefonie, który nie był nagrywany, żeby zrobić takie warunki minimalne, żeby samolot wylądował i wystartował z powrotem do Warszawy - powiedział emerytowany dziś wojskowy.
Naciągnąć pogodę
Jego zdaniem już na 24 godziny przed lądowaniem VIP-ów do wieży dzwoniono na nienagrywane telefony. - My dostawaliśmy telefon. Dostawał to DKL, Dyżurny Kierownik Lotów i chorąży z meteo dostawał telefon, żeby jakoś tę pogodę naciągnąć, żeby to było dopuszczalne do lądowania - powiedział informator TVN24.
- Można było załatwić dużo rzeczy takich, żeby były warunki minimalne na tę godzinę przylotu VIP-a. (...) I później były robione warunki takie, jakie były rzeczywiste - dodał. - Każdy wiedział. że to jest wbrew prawu - podkreślił były pracownik kontroli lotów.
Warszawa wielokrotnie naciskała
Jego zdaniem naciski najczęściej szły w Warszawy, z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Czasem dzwonili sami piloci i wiedząc, że warunki atmosferyczne nie spełniają norm, decydowali się na lądowanie.
Takich przypadków było kilkanaście w ciągu kilku lat.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24