Siedem lat Przemysław Lis grał na organach w kościele w Lutoryżu, dopóki ksiądz proboszcz nie zwolnił go publicznie z ambony. Wtedy też organista odkrył, weryfikując swoje dokumenty, że przez pięć lat pracował na "czarno", choć prosił o umowę o pracę. Zawiadomił więc prokuraturę i ZUS - pisze lokalny serwis podkarpacki Nowiny 24.
Powodem zwolnienia były podejrzenia, jakoby Lis produkował i rozprowadzał po Lutoryżu i okolicach ulotki, szkalujące niektórych parafian. Organista stracił pracę, a przy okazji odkrył, że przez większość czasu pracował bez umowy o pracę.
- Płacił mi 300-500 zł miesięcznie, nie odprowadzając składek ubezpieczeniowych. Wielokrotnie prosiłem proboszcza, by zawarł ze mną umowę o pracę. Dopiero przez dwa ostatnie lata pracowałem w parafii na pół etatu - mówi Lis. Zwolniony organista poskarżył się Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych w Rzeszowie i prokuraturze.
Musi zwrócić składki
ZUS przeprowadził już kontrolę w lutoryskiej parafii. I - jak piszą Nowiny 24 - nie miał wątpliwości, że praca organisty powinna być świadczona na podstawie umowy o pracę, więc proboszcz - jako pracodawca - winien płacić składki od sum wypłacanych Lisowi. A skoro tego nie robił, to musi zwrócić organiście 18 tys. zł wraz z odsetkami.
Proboszcz parafii w Lutoryżu nie zdołał jeszcze odnieść się do tej decyzji. Na razie przebywa w szpitalu. Kontrolerów ZUS próbował przekonać, że Lis - przez pięć lat - wykonywał pracę na podstawie "umowy o dzieło zawartej w formie ustnej", innym razem widział granie Lisa, jako "wolontariat w celu sprawdzenia się na stanowisku pracy".
Po doniesieniu organisty prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie - podają Nowiny 24.
Autor: MAC//bgr / Źródło: Nowiny 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24