"Inki" nie ma już w Polsce - twierdzi dziennikarz "Dziennika" Jerzy Jachowicz. Według niego, skazana przez sąd za pomoc w zabójstwie Jacka Dębskiego Halina G. wyjechała samochodem "w kierunku Francji" tego samego dnia, w którym opuściła więzienie. Dzienniakarze mogą tylko wróżyć, bo "Inka" nigdy nie chciała z nimi rozmawiać. - I nic dziwnego, bo większość z nich pisała plugastwa na jej temat - podkreślał w "Faktach po Faktach" jej były obrońca Piotr Kruszyński.
Zawsze tajemnicza, zawsze z zasłoniętą twarzą - taką "Inkę" zapamiętają z procesu dziennikarze. Ci, którzy liczyli, że obraz ten zmieni się po wyjściu Haliny G. z więzienia zawiedli się w Wielką Sobotę. Kobieta, opuszczając szybkim krokiem zakład karny dla kobiet na warszawskim Grochowie, znów nic nie powiedziała. Dziennikarzy i fotoreporterów, którzy zgromadzili się przed bramą, "pozdrowiła" specyficznie. Gdy wsiadała do mercedesa jej męża (Francuza) wystawiła środkowy palec i zatrzasnęła za sobą drzwi. Potem odjechała. Dokąd? - Moim zdaniem do Francji. I to właśnie samochodem, a nie samolotem, żeby zachować anonimowość - twierdzi Jerzy Jachowicz.
"Zrobiłbym to samo"
Czy jej zachowanie powinno zdziwić kogokolwiek? Według byłego obrońcy "Inki" mecenasa Piotra Kruszyńskiego "nie". A dziwić nie powinni się przede wszystkim właśnie dziennikarze. - To oni pisali na jej temat plugastwa. Nie mówię, że wszyscy, ale większość. Nawet nie dziwię się, że użyła tak plugawego gestu. Sam na jej miejscu postąpiłbym tak samo. To, co z nią robiono było po prostu świństwem - mówił w "Faktach po Faktach" mecenas.
Według Kruszyńskiego, decyzja "Inki" o wyjeździe z Polski była słuszna. - Mam bardzo dobre zdanie o tej kobiecie. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że była uwikłana w sprawę, która ją przerosła, a ludzie omotali. To tak jak w greckiej tragedii - czasami człowiek znajduje się w sytuacji bez wyjścia. (...) Ona już swoje odcierpiała. Teraz trzeba dać jej drugą szansę i myślę, że "Inka" ją wykorzysta - przekonywał.
Ale Jachowicza nie przekonał. - Na podstawie relacji ludzi, którzy ją znali przewiduję mało optymistyczny scenariusz dla jej dalszych losów. Myślę, że wróci do świata kryminalistów. Nie zgadzam się z tezą, że mimowolnie została uwikłana w ten świat. Miała dużo czasu, żeby się z niego wycofać, ale tego nie zrobiła. Szła coraz głębiej. Ten facet, który po nią przyjechał też nie wyglądał na profesora, tylko na człowieka, który pieniądze zarabia drogą przemocy - oceniał dziennikarz.
Świadek specjalny?
Według doniesień "Dziennika", Halina G. będzie miała łatwiejszy start do nowego życia, dzięki statusowi "austriackiego świadka specjalnego" (odpowiednik naszego koronnego), który miała uzyskać za złożenie przed laty zeznań obciążających jej byłego pracodawcę Jeremiasza B. "Baraninę" (to on miał zlecić zabójstwo Jacka Dębskiego. Winy mu nie udowodniono, bo w popełnił samobójstwo w więzieniu - red.).
- Nic nie wiem, czy "Inka" była świadkiem specjalnym. Mam co do tego jednak sporo wątpliwości. To fakt, że była cenna, ale gdyby rzeczywiście otrzymała status świadka specjalnego to nie wiem, czy w ogóle odbyłby się jej proces - zaznaczał Kruszyński.
Jachowicz pozostał jednak przy swoim zdaniu: - Nikt nie musi wiedzieć o tej umowie - nawet jej byli obrońcy. Faktem jest, że "Inka" była w Austrii przez kilka dni i złożyła tam zeznania podczas rozprawy "Baraniny" - przypominał.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24