- Osobom, które znęcają się nad zwierzętami powinny być wymierzane wysokie kary finansowe, nawet 50 tysięcy złotych - powiedziała w "Faktach po Faktach" TVN24 Joanna Mucha, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. Z tym zgodził się mecenas Marek Małecki, który stwierdził, że w karze więzienia "nie ma elementu edukacji", dlatego powinno się zasądzać kary finansowe, a także pracę na rzecz zwierząt.
Posłanka PO komentowała wyrok sądu rejonowego w Nowym Targu, który skazał na karę 10 miesięcy więzienia trzech mężczyzn, którzy zakatowali psa rasy Husky ciągnąc go przywiązanego do samochodu.
Dodała, że rzadko rozmawia się w mediach o znęcaniu się nad zwierzętami, ale "teraz to się zmienia". Jak zauważyła, wyrok za znęcanie się nad psem, który zapadł w Nowym Targu, to pierwszy, za który sprawcy zostali skazani na karę więzienia. Wcześniejsze wyroki były wydawane w zawieszeniu. - W przyszłych miesiącach będziemy słyszeć częściej o takich sprawach, bo powstała presja społeczna - stwierdziła przewodniczącą Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt.
Mecenas Małecki dodał, że z roku na rok rośnie liczba postępowań wszczynanych za znęcanie się nad zwierzętami. Dodał, że rośnie także świadomość społeczna, że jest to przestępstwo.
"To będzie bardziej resocjalizowało"
Joanna Mucha ubolewała nad tym, że karą za znęcanie się nad zwierzętami jest więzienie. Według posłanki osoby, które męczą zwierzęta powinny w ramach kary pracować na ich rzecz. - Może to będzie bardzie resocjalizowało, niż siedzenie w więzieniu - zastanawiała się posłanka PO. Dodała, że chce zaostrzyć kary finansowe za przemoc w stosunku do zwierząt, bo teraz - jak stwierdziła są one "śmieszne". Według Muchy kara maksymalna powinna - jak postulują organizacje prozwierzęce - wynosić 50 tys. zł.
Wyrok sądu w Nowym Targu
Na karę 10 miesięcy więzienia skazał w środę sąd rejonowy w Nowym Targu trzech mężczyzn z Lipinicy Małej, którzy zakatowali psa rasy Husky ciągnąc go przywiązanego do samochodu. Kierowca dostał dodatkowo cztery miesiące z jazdę pod wpływem alkoholu. Dwóch z nich przyznało się do winy i żałowali popełnionego czynu, trzeci - właściciel psa twierdził, że nic nie pamięta, gdyż był pijany
Trzech mężczyzn miało ciągnąć zwierzę przywiązane linką holowniczą do samochodu tak długo, aż urwali psu głowę. Wszyscy byli pod wpływem alkoholu.
Wojciech B., właściciel psa, zaprzeczył przed sądem zeznaniom pozostałych oskarżonych, jakoby chciał pozbyć się zwierzęcia. Mówił, że dbał o psa, którego wcześniej zabrał ze schroniska i żałuje tego, co się stało. Powiedział też, że w przeszłości leczył się z choroby alkoholowej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24