- Pilot nie zrobił nic, co byłoby zabronione - stwierdziła wojskowa prokuratura i wszczęła postępowania wobec pilota, który wbrew Lechowi Kaczyńskiemu, nie chciał lądować w stolicy Gruzji Tbilisi - dowiedziała się TVN24. Bogdan Klich, komentując sprawę, stwierdził, że w powietrzu decyduje pilot. - To mijanie się z prawdą. Tej decyzji nie podjął pilot, lecz ktoś inny - ripostuje Karol Karski z PiS.
Szef MON Bogdan Klich komentując decyzję prokuratury podkreślał, iż to pilot zawsze podejmuje decyzję, o tym, czy lecieć, czy też nie. - A biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło w Gruzji, należy uznać, że dobrze zadbał o bezpieczeństwo prezydenta i innych osób z delegacji. I został za to odznaczony - powiedział Klich.
Wtórował mu obecny na konferencji prasowej w Sejmie poseł PO Paweł Graś. - Pilot podjął odpowiedzialną decyzję. Pojawiły się przecież wtedy informacje, że lotnisko w Tbilisi było ostrzeliwane - dodał Graś.
Były naciski na pilota?
Szef MON nie chciał komentować sugestii, że ktoś "wysoko postawiony w wojsku" naciskał na pilota rządowego Tu-154, by ten odmówił prezydentowi lotu do stolicy Gruzji. - To pilot decyduje - podkreślił po raz kolejny Klich.
- Minister mija się z prawdą - skomentował wypowiedź ministra, poseł PiS Karol Karski. I podkreślił: - Pilot miał wątpliwości. Nie czuł się osobą, która byłaby w stanie podjąć decyzję samodzielnie. W związki z czym, ktoś inny to zrobił. Tu nie pada wskazanie, kto mógł wydać polecenie pilotowi - powiedział Karski.
"Procedury zostały zachowane"
Z postanowienia Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie rzeczywiście wynika, że ostatecznie to nie pilot podjął decyzję o zmianie trasy. A kto? Tego dokument nie precyzuje. Czytamy w nim jedynie, że pilotowi "przekazano polecenie lądowania w Ganji".
Z informacji TVN24 wynika, że zwierzchnicy pilota wydali najpierw decyzję "natychmiastowego przelotu do Tbilisi", a dopiero później - ze względów bezpieczeństwa - zmienili zdanie.
Prokuratorzy, którzy zdecydowali, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania wobec pilota uznali, że postąpił prawidłowo. I wszystkie procedury zostały zachowane.
MON broniło, prezydent atakował
Do zdarzenia doszło 12 sierpnia tego roku. W trakcie przelotu z Warszawy do Tbilisi pierwszy pilot rządowego Tupolewa podjął decyzję, że wbrew woli prezydenta nie wyląduje w stolicy Gruzji, a w Azerbejdżanie.
Lech Kaczyński tak komentował później całą sprawę: - Jeśli ktoś decyduje się być oficerem, to nie powinien być lękliwy. Ta decyzja zapadła na niezbyt wysokim szczeblu - mówił Lech Kaczyński.
Pilota od początku broniło MON. - Miał pełne prawo do podjęcia takiej decyzji. Pilot odpowiada za siebie, załogę i pasażerów. Jeśli oceni, że istnieje niebezpieczeństwo lotu w określone miejsce, to może się na niego nie zgodzić - mówił w "Magazynie 24 godziny" szef MON Bogdan Klich.
Miesiąc po zdarzeniu pilot został odznaczony Srebrnym Krzyżem za "Zasługi dla Obronności Kraju", co posłowie PiS skomentowali jako "kolejną złośliwość ministra".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.PAP