Według "Gazety Wyborczej" Marek Falenta, który nagrywał osoby związane z Platformą Obywatelską, pół roku przed wybuchem afery taśmowej poinformował polityków Prawa i Sprawiedliwości o treści zarejestrowanych rozmów. To wtedy miał powstać plan skompromitowania ekipy Donalda Tuska.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", biznesmen Marek Falenta pod koniec 2013 roku wpadł na pomysł, by zaoferować osobom związanym z PiS nagrania, które mogłyby skompromitować polityków rządu Donalda Tuska.
- Doszedł do wniosku, że należy dotrzeć do osób najbardziej zainteresowanych, czyli do ówczesnej opozycji: Prawa i Sprawiedliwości - wyjaśnia w rozmowie z TVN24 autor artykułu Wojciech Czuchnowski.
Falenta miał według "Wyborczej" szukać kontaktu z PiS i dotrzeć do ówczesnego skarbnika partii Stanisława Kostrzewskiego.
Jak podaje dziennik, oferta spotkała się z zainteresowaniem, a sprawdzeniem, czy coś jest na rzeczy mieli zająć się zaufani współpracownicy Mariusza Kamińskiego z czasów jego panowania w CBA, między innymi obecny szef biura Ernest Bejda, były wiceszef Martin Bożek i funkcjonariusze CBA z delegatury we Wrocławiu, która skupiała dawnych zaufanych Kamińskiego.
Jak donosi "GW", wrocławscy funkcjonariusze mieli spotkać się z Bejdą i ujawnić mu, że Falenta jest wieloletnim współpracownikiem służb w charakterze tzw. osobowego źródła informacji. Mieli też wspomnieć o nagraniach. Wtedy - pisze dziennik - Falentę przejęło "CBA Kamińskiego" i powstał plan opublikowania nagrań oraz skompromitowania ówczesnego rządu. Nagrania trafiły do mediów. Jako pierwszy o sprawie informował tygodnik "Wprost".
"Minister Ernest Bejda nie spotkał się z Markiem Falentą. Jarosław Kaczyński ani Mariusz Kamiński nie zwracali się do ministra Bejdy z prośbami o spotkanie z Panem Falentą. O sprawie afery podsłuchowej Ernest Bejda dowiedział się z mediów" - komentuje te informacje w oświadczeniu Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Minister Mariusz Kamiński nie miał informacji o tym, żeby Marek Falenta szukał jakiegoś sposobu spotkania z kierownictwem partii, nie miał również informacji, jakoby Marek Falenta dysponował jakimikolwiek nagraniami prowadzonymi czy związanymi z rozmowami ludzi władzy - przekonuje z kolei Stanisław Żaryn rzecznik prasowy koordynatora służb specjalnych.
- Mariusz Kamiński bardzo często postępuje w ten sposób, że coś inicjuje i potem się odsuwa. Natomiast nie jest prawdą to, co mówi Ernest Bejda, że nigdy się nie kontaktował nieformalnie z funkcjonariuszami (CBA - red.) z Wrocławia. Mogę powiedzieć w tym momencie tylko tyle, że prawdopodobnie nie mają innego wyjścia, jak nie mówić tutaj prawdy w tej sprawie - ocenia Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej".
Afera taśmowa
Afera podsłuchowa wstrząsnęła polską polityką w 2014 roku. W warszawskich restauracjach nagrano wielu polityków obozu władzy PO-PSL, między innymi Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego, Elżbietę Bieńkowską, szefa MSW Bartosza Sienkiewicza, czy prezesa NBP Marka Belkę.
Falenta z pomocą pracujących w restauracjach kelnerów nagrał ponad sto rozmów osób z kręgów władzy. W 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał go na 2,5 roku więzienia. W maju 2018 roku warszawski sąd wstrzymał wykonywanie kary wobec Falenty. Jego obrońca informował wtedy, że skazany nie stawi się do odbywania kary w zakładzie karnym na warszawskim Grochowie. - Sąd przychylił się do wniosków obrońców i zarządził przeprowadzenie postępowania dowodowego odnośnie sytuacji osobistej skazanego - wyjaśniał mecenas Marek Małecki.
O najnowszych doniesieniach "Gazety Wyborczej" rozmawiali we wtorek w programie "Tak jest" Seweryn Blumsztajn i Michał Kolanko:
Autor: KR,ads//kg / Źródło: TVN24, wyborcza.pl