Anna Fotyga nie zostanie polskim ambasadorem. I to nie tylko przy ONZ, ale na jakiejkolwiek innej placówce. MSZ rozważało możliwość zaproponowania byłej minister "kompromisowej" posady, która pozwoliłaby uniknąć dyplomatycznego pata na linii rząd-prezydent, ale po ostatniej wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego, który stwierdził, że wspiera Fotygę zmieniło zdanie - pisze "Rzeczpospolita".
Oficjalnej decyzji jeszcze nie ma. Minister Radosław Sikorski ma ją podjąć po tym, jak usłyszy wyjaśnienia Fotygi odnośnie słów wypowiedzianych podczas przesłuchania przed Komisją Spraw Zagranicznych (minister stwierdziła wtedy, że "jest głęboko poraniona", gdy patrzy na to, jak dziś prowadzona jest polska polityka zagraniczna). Ale, jak nieoficjalnie ustaliła "Rzeczpospolita", wyjaśnienia te nie pomogą już byłej szefowej polskiej dyplomacji, bo stanowiska ambasadora nie otrzyma. I to nie tylko tego przy ONZ, ale gdziekolwiek indziej.
Chcieli dać inny fotel, ale zrezygnowali
Jeszcze w niedzielę rzecznik rządu Paweł Graś mówił dziennikarzom, że być może rząd poszuka dla Fotygi jakiejś placówki. Miałoby to uchronić rząd od konfliktu z prezydentem, który zwleka z podpisaniem listów uwierzytelniających dla sześciu innych ambasadorów. Ale po południu nastroje w MSZ wyraźnie się zmieniły. Powody były dwa - pierwszy to ostre słowa premiera (Donald Tusk stwierdził, że Fotyga będzie musiała chyba poczekać z nominacją na inny rząd), drugi to wypowiedź prezydenta, który zaznaczył, że zgadza się z poglądami byłej minister.
- Po tych słowach klamka zapadła. Inna propozycja dla niej (Fotygi) nie wchodzi w grę. Ugięcie się w tej sytuacji oznaczałoby, że przyzwalamy na podział na ambasadorów "prezydenckich" i "rządowych", a o tym nie może być mowy – tłumaczy "Rz" jeden z wysokich rangą urzędników MSZ.
Ostatnia deska ratunku
Kolejny konflikt prezydenta z rządem (tym razem o ambasadorów) wydaje się więc nieunikniony. Graś ma jednak ciągle nadzieję, że do niego nie dojdzie. Ostatnią deską ratunku ma być spotkanie członków Sejmowej i Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych z prezydentem. Z prośbą o nie zwrócili się do Lecha Kaczyńskiego parlamentarzyści PO Krzysztof Lisek i Leon Kieres.
– Chcemy dać wyraz zaniepokojeniu tym, co się dzieje w niektórych placówkach dyplomatycznych, które nie mogą normalnie pracować – mówi Lisek, przewodniczący Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Zaznacza, że bez listów uwierzytelniających ambasadorzy, którzy już są na miejscu, nie mogą pełnić swoich funkcji, a na placówkach są w praktyce prywatnymi osobami. Dotyczy to ambasad: przy OBWE w Wiedniu, w Meksyku, Nowej Zelandii i Indiach. – Nie sprzyja to wizerunkowi Polski – tłumaczy Lisek. Na razie nie wiadomo, jak prezydent zareagował na prośbę i czy zgodzi się na spotkanie.
Źródło: "Rzeczpospolita"