No i co? Miały być wybory 10 maja? Prezydent mówił, że jak można iść do sklepu, to można i głosować. Sasin nie widział problemu. Człowiek z Ministerstwa Obrony, powołany na komendanta Poczty Polskiej, też meldował, że da radę - pisze w felietonie Maciej Wierzyński.
Do spółki mieli nam zrobić drugą Bawarię. Aż tu nagle...
Wystarczyło, że pogadał Gowin z prezesem, albo jak mówią o nich ludzie małostkowi: "dwóch zwykłych posłów", aby święta data wyborów została zmieniona. I to nie wiadomo, na jaką. Może w czerwcu, może w lipcu, może w grudniu… A może nigdy. Kto wie, co zdarzy się za dwa tygodnie? Nie znamy przecież ani dnia, ani godziny.
Czym przekonał Gowin Prezesa? Czym Prezes trafił do Gowina? Co zdecydowało, ze koalicja rządząca się nie rozpadła? Dlaczego Gowin wybrał Prezesa, a nie Kosiniaka-Kamysza do spółki z Budką? Tego nie wiemy. Nie wiemy też, jakie argumenty przemówiły do posłów z grupy Gowina, że wszyscy, jak jeden mąż, poparli ustawę, która jeszcze dwa tygodnie wcześniej budziła w nich tak głębokie wątpliwości, że część z nich głosowała przeciw. W tym sam Gowin. Tak zwany snop światła, ułatwiający rozwikłanie tej zagadki, mogą rzucić najbliższe nominacje do rad nadzorczych i zarządów spółek skarbu państwa. Dojdzie pewnie do nich, jak tylko wyjdziemy z tego straszliwego chaosu, który ściągnął na nas wirus i oczywiście, nieodpowiedzialne działania opozycji.
Informacje o chaosie w Polsce dotarły aż za ocean. W "Polityce" ukazał się w tej sprawie wywiad z Grzegorzem Ekiertem, profesorem z Harvard University. Będę cytował ten wywiad nie dlatego, że profesor jest z Harvardu, ale dlatego, że mówi mądre rzeczy, a wiem o tym nie od dziś, bo słuchałem profesora po raz pierwszy 30 lat temu, na jakiejś konferencji, na modny wówczas temat przejścia od autorytaryzmu do demokracji w Europie Wschodniej. Teraz odbywamy podróż w odwrotnym kierunku, ale na tym Profesor też się zna.
Profesor uważa, że "ci, którzy rządzą w Polsce, są w stanie zrobić wszystko, żeby utrzymać władzę" i że w Polsce demokracja się skończyła. Mówi też, co musi się stać, żeby do niej wrócić. "Kluczowe jest pękniecie w obozie władzy" - powiada Ekiert i przypomina, że "w wielu krajach autorytarnych część obozu władzy dochodziła do wniosku, że dalej się tak nie da i trzeba dogadać się z opozycją. To jest dla Polski najlepsze wyjście".
Ale profesor nie jest naiwny, widzi, jakie to jest trudne. Mówi, że to dlatego, iż system polityczny jest ekstremalnie spolaryzowany, czyli że panuje wzajemna nienawiść. "Z takiej sytuacji można przejść do demokracji tylko wtedy, jeśli liderzy obu stron uznają, że powinni ze sobą rozmawiać… Pan Kaczyński nigdy taki nie był i nie będzie. W PiS muszą to robić inni, za jego plecami. Po stronie opozycji też takich liderów nie widzę".
Czytałem właśnie wspomnienia Andrzeja Werblana, byłego sekretarza KC PZPR, a nawet członka Biura Politycznego. Werblan opowiada, jak wyglądał zmierzch Gomułki, kiedy nosił się z decyzją o podwyżce cen. Werblan chodził wtedy na wieczorne spacery po Polu Mokotowskim ze Zdzisławem Żandarowskim, też członkiem KC. Rozmawiali, co będzie dalej. Żandarowski przewidywał, że będą protesty, ale niewielkie i łatwo da się je stłumić. Inny rozmówca Werblana, Kuziński, uważał, ze koniec Gomułki się zbliża: "To właściwie wszyscy widzieli"- wspomina Werblan, ale dodaje, że na Plenum KC, kiedy Gomułka podwyżki zaproponował, nikt mu się nie sprzeciwił.
Prezesowi też nikt się nie sprzeciwia, przynajmniej na razie. Nie tylko dlatego, że posłowie PiS, tak jak Prezes, mają demokrację za szkodliwy nonsens. Także dlatego, że uważają, iż z Prezesem przyszłość jest pewniejsza. Nie jest pewna, ale pewniejsza, niż gdyby przedwcześnie zmienili front.
Otoczenie generała Jaruzelskiego, tu pozwolę sobie na śmiałe przypuszczenie, też dogadało się z opozycją nie z miłości do demokracji. Dogadali się dlatego, bo uznali, że "dalej się tak nie da". A dla pewności, przy Okrągłym Stole, a może w Magdalence albo innym węższym gronie, wytargowali jeszcze zapewnienie, że nowa władza, w miarę sił, będzie powstrzymywała naród przed wymierzeniem zasłużonej zemsty albo, jak kto woli, historycznej sprawiedliwości.
Tym razem, aby sprawy przybrały korzystny bieg, zdaniem Profesora Ekierta musi być spełniony jeszcze jeden warunek: "Zwłaszcza po stronie PiS muszą się znaleźć ludzie, którzy uznają, ze poszli za daleko i muszą się cofnąć". Moja cyniczna uwaga jest taka: muszą również uznać, że bardziej im się opłaca cofnąć niż brnąć dalej.
"By stworzyć demokrację, trzeba się dogadać" - powiada Ekiert. Jego rozmówca Jacek Żakowski pyta z niedowierzaniem: "Czyli znów bezkarność dla politycznych przestępców?" Profesor reaguje spokojnie: "W takich sytuacjach zawsze powstaje dylemat: co jest ważniejsze, demokracja czy rozliczenie przeszłości (…) czy lepiej, żeby demokracja urodziła się obarczona grzechem, czy żeby się nie narodziła".
I z tym dylematem zostawiam moich Czytelników.
Taka jest odpowiedź - wprawdzie Polaka, ale przesiąkniętego anglosaską skłonnością do kompromisu. Oto do czego prowadzą lata spędzone z dala od ojczyzny.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24