Jan Karski, najwybitniejszy Polak, jakiego poznałem, obchodziłby 24 kwietnia 106. urodziny. Czuję się w obowiązku z tej okazji napisać o nim kilka słów - pisze w felietonie Maciej Wierzyński.
Karski dla świadomości historycznej w Polsce odkryty został późno. Stało się to w połowie lat osiemdziesiątych, dzięki filmowi francuskiego dokumentalisty Claude'a Lanzmanna - "Shoah". W tym filmie Karski opowiada o wymordowaniu polskich Żydów, o okrucieństwie, które widział na własne oczy, i opisując to, nie potrafi zapanować nad nerwami, powstrzymać łkania.
Wystąpienie Karskiego w filmie Lanzmanna przypomniało światu, nie tylko Polakom, o daremnej próbie zaalarmowania aliantów losem Żydów w czasie II wojny światowej. Ta próba nie była jego własna inicjatywą. Delegat na Polskę rządu Rzeczypospolitej na uchodźstwie powierzył Karskiemu misję przemycenia do Londynu raportu o sytuacji w okupowanym kraju. Opis sytuacji Żydów był jedynie częścią tego raportu. Z czasem jednak nazwisko Karskiego stało się symbolem nieudanych usiłowań powstrzymania Zagłady. Dla jednych Karski stanowił świadectwo, że nie wszyscy Polacy to antysemici, inni mieli pretensje, ze tragedia Żydów bardziej go obchodzi niż los własnych rodaków.
To, co mnie ujmowało w Karskim, co odróżniało go od innych wybitnych rówieśników z pokolenia wojennego, to była skromność. Nie mówił o swojej odwadze ani o cierpieniu, wolał mówić o sobie jako o świadku niż o ważnej figurze wpływającej na bieg historii.
Z Karskim spędziłem na rozmowach wiele godzin, spotykaliśmy się regularnie w ciągu sześciu lat. Powstała z tego książka pod tytułem "Emisariusz - własnymi słowami". Dziś widzę, jak wielu ważnych pytań Karskiemu nie zadałem. Te puste miejsca dotyczą i historii, i polityki, i jego życia osobistego. Dziś coraz częściej wypełniają je konfabulacje i modne domysły.
Od tej fantastyki rożni się esej Tomasza Łubieńskiego "Wojna według Karskiego", który poważnie opisuje możliwe odpowiedzi na pytania, przed którymi stało pokolenie Karskiego. Wyczerpująca biografia Karskiego, oparta o dostępne źródła archiwalne, do tej pory nie powstała. Nie doczekał się Karski książki w wydawanej przez Znak serii Autorytety. Pozostają wspomnienia innych ludzi.
Jest jedno takie wspomnienie, które chyba najlepiej oddaje to, co o Karskim chciałbym powiedzieć. Wygłosił je rabin Harold White na konferencji "Pamięć i odpowiedzialność. Dziedzictwo Jana Karskiego". White był pierwszym rabinem zatrudnionym przez katolicką uczelnię w Stanach Zjednoczonych. Na jezuickim uniwersytecie w Waszyngtonie pracował od 1968 roku. White tak opisuje początek znajomości z Karskim: "Posadę na Georgetown objąłem 11 lipca 1968 roku. Było piątkowe popołudnie, mój pierwszy tydzień na kampusie, kiedy zadzwonił Jan Karski. (…) Zaprosił na lunch i zapytał o dietetyczne wymogi koszeru. Spotkanie trwało dwie godziny, o sobie nie powiedział nic poza tym, że wykłada tu od lat i że cieszą go dobre relacje i ciekawe dyskusje z żydowskimi studentami. Zarzucił mnie pytaniami".
Karski pytał White’a o rodzinę, o kraj urodzenia, o antysemityzm w tym kraju, o to, czy członkowie jego rodziny byli ofiarami Zagłady i czy to wpłynęło na ich stosunek do Boga. Czy ma znajomych katolików? Kiedy i dlaczego został rabinem? Pytał, czy White uczył się łaciny i czy uczestniczył w mszy świętej. Co myśli o teologii śmierci Boga? Na następnym spotkaniu Karski zarzucił rabina pytaniami teologicznymi, ale ani słowem nie wspomniał o swoim życiu osobistym ani o swoich dokonaniach.
Wybitny historyk profesor Szymon Rudnicki, który jako młody pracownik Instytutu Historii UW opiekował się Karskim, kiedy ten był w Polsce w 1970 roku, tak go charakteryzuje: "Wysoki, szczupły, by nie powiedzieć chudy mężczyzna, zawsze nienagannie ubrany. Twarz nieruchoma, wyjątkowo rzadko okazująca emocje. Wyrażał je raczej skłonieniem głowy. Dyskretny, zamknięty w sobie. Wolał słuchać niż mówić".
Skromność i powściągliwość Karskiego były uderzające, a ponieważ wolał słuchać niż mówić, nie był interesującym obiektem dla polskich dziennikarzy. Za dużo widział i wiedział, żeby z pewną miną prawić komunały na każdy temat. Przeszkadzała mu w tym nie tylko powściągliwość, ale coś więcej, uczciwość i wysokie poczucie moralne. Tu odwołam się znowu do Rudnickiego: "Jako historyk miałem i mam do czynienia z biografiami wielu wybitnych postaci. Karski należał do tych nielicznych, niemających w swoim życiorysie faktów, które moglibyśmy ocenić negatywnie".
Bardzo mi imponowało, że ten niezwykły człowiek dopuścił mnie do komitywy, miał ochotę spotykać się ze mną przez ostatnie sześć lat swego życia. Przyznaję, nie doceniałem wówczas jego religijności, dalekiej od dewocji, głębi jego zainteresowań teologicznych. Nigdy zresztą nie doszło do rozmów na ten temat, być może dlatego, że Karski - świetny psycholog - trafnie ocenił mój brak kompetencji.
Dla mnie Karski był nade wszystko źródłem historycznym i przewodnikiem po świecie polityki. Jego książkę "Wielkie mocarstwa wobec Polski. 1919-1945. Od Wersalu do Jałty" traktuję jak Biblię. Wydaje mi się, ze nie ma drugiego takiego tekstu, łączącego rzeczową analizę, ze zrozumieniem rozpaczliwego położenia Polski w latach wojny.
Dylematów bez dobrego wyjścia, wobec których stanęli polscy politycy tamtego czasu.
Maciej Wierzyński, dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24