Kampania kampanią, ale jeść trzeba. W trakcie sobotnej podróży premiera po Podlasiu Tuskobus zatrzymał się na stacji benzynowej, gdzie Donald Tusk zjadł hot doga i napił się kawy. Potem szef rządu próbował już tylko regionalnych specjałów.
Na Podlasiu Donald Tusk przeprowadził "gospodarską wizytę" w Rynoltach. Jeden z rolników zabrał premiera do szklarni, gdzie poczęstował go "pomidorami synowej". Nieco skrępowany Tusk zapytał, czy synowa nie będzie miała nic przeciwko. - Nie będzie - zapewniali gospodarze. Oprócz pomidora dostał też arbuza z prośbą: – Sawickiemu pan też da kawałeczek.
Cała wizyta przebiegała w przyjaznej atmosferze. Na pożegnanie żona gospodarza przekonywała, żeby premier następnym razem nie jadł hot-dogów na stacji benzynowej, tylko odwiedził ich gospodarstwo. Tusk nie wykluczył takiej możliwości, a gospodarz zapowiedział: - To wtedy tak prywatnie, to i po kielichu zrobimy. - Wtedy właśnie bardziej popołudniową porą - przytaknął Tusk.
Sery i granica
Podczas wizyty na Podlasiu premier odwiedził też producentów serów w Korycinie oraz celników w Kuźnicy Białostockiej. Serowarów pytał o recepturę na ich produkty i oblizując palce wychwalał lokalne specjały.
W Korycinie wytwarzana jest lokalna odmiana żółtego sera podpuszczkowego, produkowana z niepasteryzowanego krowiego mleka. Miejscowa legenda głosi, że okoliczni mieszkańcy nauczyli się jego produkcji od Szwajcarów, których oddziały wojskowe brały po stronie polskiej udział w walkach na Podlasiu podczas potopu szwedzkiego. Ser koryciński nazywany jest też swojskim. W 2005 r. Ser Koryciński "Swojski" został wpisany na listę produktów tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Źródło: tvn24