Zapisy pozwalające na izolowanie i leczenie najgroźniejszych przestępców, w tym seksualnych, zawierają „fikcyjne rozwiązania, które wskazują na bezradność osób stanowiących prawo” – twierdzą przedstawiciele środowisk medycznych, którzy poznali projekt ustawy Jarosława Gowina. Jeszcze dalej idą prawnicy, którzy go czytali. – Te argumenty nie obronią się przed żadnym trybunałem – wskazują. Ustawy bronią nieliczni eksperci, którzy zapoznali się z projektem, w tym prof. Lew Starowicz: - Znam sukcesy w leczeniu takich zaburzeń. A bez podjęcia próby leczenia ci ludzie wrócą na ulice i zaczną gwałcić i mordować – podkreśla seksuolog.
Kilka dni temu ostateczny projekt specustawy, która miałaby pozwalać na izolowanie i leczenie „zaburzonych psychicznie” sprawców najgroźniejszych przestępstw, w tym seksualnych, został rozesłany do konsultacji. Trafił na biurka nie tylko prawników, ale także przedstawicieli środowiska medycznego. Portal tvn24.pl rozmawiał z ekspertami, którzy się z nim zapoznali. Większość z nich zwraca uwagę na konieczność wprowadzenia do niego zasadniczych zmian i podważa sens wielu zapisów. Ministerstwo sprawiedliwości chce, aby osadzeni, wobec których istnieje uzasadniona obawa, że po wyjściu na wolność wrócą do swoich wcześniejszych praktyk, byli pod koniec odbywania kary badani przez psychologów i psychiatrów. To na podstawie wyników tych badań sąd opiekuńczy wydawałby później decyzję o ewentualnym umieszczeniu osadzonego w zamkniętym ośrodku. Osoba taka trafiałaby tam na czas nieokreślony, ale przynajmniej raz na pół roku trzeba byłoby poddawać ją kolejnym badaniom, by sprawdzać, czy przesłanki pozwalające na umieszczenie jej w ośrodku nie ustały. Chodzi przede wszystkim o tych skazańców – głównie seryjnych morderców i gwałcicieli – którym na mocy amnestii z 1989 roku zamieniono orzeczone wcześniej kary śmierci na wyroki 25 lat więzienia. Część z nich, jak na przykład Mariusz Trynkiewicz, zwany "szatanem z Piotrkowa", już w czasie procesu deklarowała, że po wyjściu na wolność dalej będzie zabijać.
Naczelna Rada Lekarska: Brak logiki
Dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej mówi wprost: – Nie ulega wątpliwości, że społeczeństwo trzeba chronić przed groźnymi przestępcami. Nie rozumiem jednak, gdzie jest tutaj miejsce dla medycyny. Tego miejsca zdaniem prezydium Naczelnej Rady nie ma między innymi dlatego, że – jak wskazuje jej prezes – w bardzo wielu przypadkach osób oskarżanych o popełnienie przestępstwa lekarze wypowiadają się już na etapie postępowania sądowego. Albo prokuratorskiego. – Jeżeli sąd, biorąc pod uwagę wyniki badań psychiatrycznych i psychologicznych, orzeka jakiś wyrok, a pod koniec odbywania kary okazuje się nagle, że taki człowiek wymagał jednak od początku leczenia, to dochodzimy do absurdalnej sytuacji i pytania: „Jeżeli ktoś był chory, to dlaczego siedział w więzieniu?” – wskazuje doktor. I dodaje, że takiej osobie należałoby się wówczas „gigantyczne odszkodowanie za to, że zamiast pacjentem, stała się więźniem”. – To się nie trzyma logiki. Zadanie medycyny to leczenie chorych ludzi. Dlatego nie powinno się jej wykorzystywać do innych zadań państwa. Jeżeli ktoś jest chory, to państwo płaci za jego leczenie i przeznaczanie tych pieniędzy na dodatkowe pomysły jest odbieraniem ich leczeniu – podkreśla prezes NRL, który projekt specustawy ocenia bardzo krytycznie. – To są fikcyjne rozwiązania, które wskazują na pewną bezradność stanowiących prawo – podsumowuje Hamankiewicz.
Psychiatrzy: na zło nie ma tabletki
Równie daleko idzie prof. Janusz Heitzman, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i jeden z największych autorytetów w tej dziedzinie. To on już kilka miesięcy temu mówił ostro, że jeżeli przesłanką wskazującą na możliwość popełnienia ciężkiego przestępstwa (i z tego powodu pozwalającą na prewencyjną izolację takiej osoby) ma być na przykład zaburzenie osobowości, które nie jest chorobą psychiczną, to jest to „ewidentne naruszenie praw człowieka”. W ocenie prof. Heitzmana, proponowane przez ministerstwo sprawiedliwości zmiany naruszają podstawową ideę ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. – Czy leczenie tych izolowanych osób, o którym mówi ta specustawa będzie skuteczne? Oczywiście, że nie. Jest to tylko próba znalezienia prawnej gwarancji do dalszego izolowania pod pozorem leczenia. Nikomu nie da się na siłę zmienić osobowości – zaznacza psychiatra. Choć także w jego opinii wprowadzenie jakichś rozwiązań prawnych, które pozwalałyby na ochronę społeczeństwa przed sprawcami najcięższych przestępstw, jest konieczne. - Tyle, że na zło nie ma tabletki. Tutaj oddziaływania medyczne nie będą skuteczne i nie doprowadzą do niczego sensownego – dodaje.
Prof. Lew-Starowicz: To dla nich szansa
Głosy lekarzy, którzy wierzą w skuteczność leczenia proponowanego w ustawie Gowina, słychać zdecydowanie rzadziej. Co nie znaczy, że nie ma ich wcale. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz jest przekonany, że zaburzenia seksualne osób, o których mowa w ustawie, da się leczyć. – O innych zaburzeniach nie chcę się wypowiadać, bo się na tym nie znam, ale w tych przypadkach jestem tego pewien. W moim przekonaniu jest to danie tym ludziom szansy na poddanie się procedurom terapeutycznym, które w dzisiejszych czasach są coraz bardziej skuteczne. Pewnie byłbym przeciwny zapisom tej ustawy, gdyby nie doświadczenie i sukcesy innych krajów w leczeniu tego typu zaburzeń seksualnych – zaznacza prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, które także opiniuje projekt specustawy.
W ocenie profesora „siedząc w cieple, za biurkiem” łatwo jest mówić o ochronie praw człowieka. – Trochę inaczej jest, kiedy zza tego biurka wyjdziemy i spojrzymy naprawdę uważnie na to, co prawdopodobnie może się zdarzyć. Że bez podjęcia próby leczenia ci ludzie wrócą na ulice i zaczną gwałcić i mordować – podkreśla. Tych samych argumentów używa ministerstwo. Jarosław Gowin przyznaje, że "środki, które przewiduje ustawa, są drastyczne" i właśnie dlatego powinny być stosowane "bardzo rzadko i tylko wobec ludzi stanowiących trwałe zagrożenie dla społeczeństwa. – Wiem o sprzeciwach obrońców praw człowieka. Ale mam do tych ludzi pytanie: Czy państwo ma bezsilnie czekać aż te osoby wyjdą z więzień i zaczną mordować? Kto weźmie za to moralną odpowiedzialność? Prawa człowieka są czymś szalenie ważnym, ale nie możemy wyłącznie dyskutować o prawach seryjnych zabójców. Musimy myśleć przede wszystkim o prawach potencjalnych ofiar – podkreślał minister kilka dni temu w rozmowie z tvn24.pl.
Prawnicy: zaprzeczenie naszego systemu prawnego
Ale prawników takie opinie nie przekonują. – Nie ma dobrego narzędzia, aby zgodnie z prawem zrobić to, co proponuje w tym projekcie ministerstwo. Zwłaszcza wobec osób, które nie usłyszały kar dożywotniego więzienia, mimo że sąd miał taką możliwość – uważa Piotr Kładoczny, doktor prawa karnego i ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który przeanalizował ostatni projekt ustawy. – Według mnie „korygowanie” takich orzeczeń jest niedopuszczalne. Przecież sąd „oglądał” sprawcę, brał pod uwagę szereg okoliczności wydając wyrok i orzekł, że nie zasługuje on na karę dożywotniego więzienia. Dlaczego więc teraz mamy dożywotnio izolować taką osobę od społeczeństwa i „poprawiać” wyrok niezawisłego sądu? – pyta Kładoczny. Jak przypomina, zgodnie z dzisiejszym porządkiem prawnym osoba która w całości odbyła karę z jej końcem staje się rozliczona ze społeczeństwem. – To jest zasada, na której opiera się cały nasz system karny. Zapisy tej ustawy podważają ten system w sposób bardzo poważny, zaprzeczają mu. Mamy przestać karać za czyn, a zacząć chronić społeczeństwo przed sprawcami niebezpiecznych przestępstw. I wprowadzić taką konstrukcję z mocą wsteczną. Tak nie można – podkreśla.
Leczenie? „To puszczanie oka”
Helsińska Fundacja Praw Człowieka projekt zaopiniuje negatywnie. Według jej prawników w dokumencie jest bardzo wiele niejasnych zapisów i niedopowiedzeń, widać, że „był tworzony pod presją czasu”. Jednym z takich zapisów jest art. 21 projektu. – To największe nieporozumienie. Mówi on, że osoba umieszczona w ośrodku zostaje objęta „odpowiednim postępowaniem terapeutycznym, którego celem jest poprawa stanu jej zdrowia (…)”. Ale tych ludzi nie da się leczyć i opieramy się tutaj na wypowiedziach ekspertów w tych dziedzinach – powtarza Kładoczny. Inny przykład – art. 14 projektu ustawy. – Według niego sąd może orzec o umieszczeniu w ośrodku osoby stwarzającej zagrożenie, „jeżeli charakter stwierdzonych zaburzeń” może świadczyć o tym, że jest to niezbędne ze względu na „bardzo wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego”. Natomiast w tym samym artykule dodaje się też, że dozór policji powinien być stosowany wobec osób, których zaburzenia miałyby wskazywać na „wysokie prawdopodobieństwo” popełnienia przestępstwa. Rozróżnienie między „bardzo wysokim” a „wysokim” prawdopodobieństwem jest tak względne, że musi budzić sprzeciw – wyjaśnia ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W ocenie Kładocznego zapisy ustawy „nie mogą ostać się przed Trybunałem Konstytucyjnym oraz Trybunałem Praw Człowieka”. – Nie zmieniamy zdania. W naszej opinii nadal można tu mówić o podwójnym karaniu. Pisanie o „leczeniu”, „terapii” to tylko mruganie okiem, pozór. My ewidentnie chcemy izolować – a więc karać – a nie leczyć – kończy adwokat.
Autor: Łukasz Orłowski /ola/k / Źródło: tvn24.pl