Postępowanie dyscyplinarne przeciw Marcinowi Dubienieckiemu odroczone do 28 września. Sprawa dotyczy niestosownych wypowiedzi męża Marty Kaczyńskiej dla mediów, w tym zakończenie rozmowy krótkim "niech się pan odp...". - Nie jestem kukłą do osądzania przez dziennikarzy - mówił przed sądem Dubieniecki.
Powodem odroczenia przez Sąd dyscyplinarny przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Gdańsku było zbyt późne ustanowienie przez Dubienieckiego swojego obrońcy - adwokat Łukasz Rumszek otrzymał pełnomocnictwo do sprawy dopiero 31 lipca i nie zdążył się przygotować do procesu. W takiej sytuacji rozpoczęcie postępowania przeciwko Dubieneckiemu godziłoby w jego prawo do obrony.
"Nie chcę, żeby był to proces polityczny"
- W błędzie są wszyscy ci, którzy stawiają znak równości między słowem obwiniony i winny - powiedział dziennikarzom Dubieniecki przed wejściem na salę rozpraw. "Obwiniony" i jego obrońca chcieli, aby sąd utajnił postępowanie - sąd jednak uznał, że jest za wcześnie na rozpatrywanie takiego wniosku.
W błędzie są wszyscy ci, którzy stawiają znak równości między słowem obwiniony i winny Marcin Dubieniecki
A przed sądem argumentował: - Nie chcę, żeby był to proces polityczny, zostałem już osądzony nie tylko przez Okręgową Radę Adwokacką, ale także środowisko adwokatów w całej Polsce. Nie jestem też kukłą do osądzania przez dziennikarzy.
Adwokatowi towarzyszył ojciec, Marek Dubieniecki, także adwokat. - Moja rodzina, mój syn ma już tego dosyć, tego szpiegowania dziennikarzy, podchodzenia, robienia ukradkiem zdjęć. Pan Słomczyński (Tomasz Słomczyński - reporter "Dziennika Bałtyckiego", pokrzywdzony w sprawie, red.) prowokował syna, kilkakrotnie do niego wydzwaniał - powiedział dziennikarzom.
"Niech się pan odp..."
Wszczęte w marcu przez rzecznika dyscyplinarnego ORA postępowanie dotyczyło dwóch wypowiedzi Dubienieckiego dla mediów. Dziennikarka "Polityki" miała usłyszeć od męża Marty Kaczyńskiej, że to, czy będzie on prowadził swoją kancelarię z panem M., czy z gangsterem "Słowikiem", to jest jego prywatna sprawa.
Natomiast dziennikarzom tytułu "Polska Dziennik Bałtycki" Dubieniecki - pytany o spółkę ze skazanym za wyłudzenie Adamem S., którego ułaskawił prezydent Lech Kaczyński - miał powiedzieć m.in.: "Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni". Dopytywany dalej, wulgarnie zakończył rozmowę: "niech się pan odp...". Zapis tej ostatniej rozmowy dziennikarze przekazali gdańskiej ORA.
O ukaranie adwokata wnioskuje rzecznik dyscyplinarny gdańskiej ORA. Marcinowi Dubienieckiemu może grozić od upomnienia do usunięcia z zawodu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP