Przed komisją śledczą badającą sprawę zabójstwa Krzysztofa Olewnika stanął detektyw Krzysztof Rutkowski. Zdecydowanie zaprzeczył, że przyjął od ojca zamordowanego milion złotych, co wcześniej - również przed komisją - zeznał Włodzimierz Olewnik. Rutkowski oskarżył też grupę ludzi związanych z Olewnikiem o prowokację. Chodzi o dziewczynę, przysłaną do jego agencji detektywistycznej, która miała mu rzekomo "pomóc" w rozwiązaniu sprawy Olewnika.
Wiadomo, że do pracy detektywa Rutkowskiego zgłaszano wiele zastrzeżeń. Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, powiedział wprost przed komisją, że Rutkowski "oszukał go na milion złotych". Chodzi o usługi jego detektywów, które w pewnym momencie zastąpiły działania policji. Np. założony w domu Olewników podsłuch i rejestrator ich aparatów telefonicznych okazał się tak złej jakości, że nie spełniał wymogów dowodu procesowego.
Rutkowski stwierdził przed komisją, że za rejestrowanie rozmów wykonywanych na telefony rodziny Olewników odpowiadał jego były pracownik Sławomir Paciorek. Spytany, czy wie o słabej jakości tych nagrań, odparł: "policja mogła przywieźć swój sprzęt". Paciorek będzie zeznawał przed komisją 10 listopada.
Przyjąłem 20 tys. zł, a nie milion
Odnosząc się do słów Olewnika, jakoby miał przyjąć od niego milion zł, Rutkowski zdecydowanie zaprzeczył i wyjaśnił, że przyjął od niego jedynie ok. 20 tys. zł, co potwierdza faktura. Tłumaczył, że do sprawy Olewnika zaangażowanych było przez miesiąc 14 pracowników jego biura, z których każdy - jak podkreślił - zarabia ok. 2 tys. miesięcznie. - Kilku pracowników było non stop w Drobienie, miejscu zamieszkania Olewnika - mówił. - To byli fachowcy, ale zabrakło tam na miejscu mnie, bo każda sprawa, którą prowadziłem, była wygrana - dodał.
Dodał, że w wypadku uwolnienia Krzysztofa Olewnika spodziewał się dodatkowej nagrody. - Ale skoro po miesiącu podziękowano nam za współpracę, to honor nie pozwolił mi domagać się więcej - powiedział Rutkowski.
- To, że przyjmowałem inne kwoty, jest wyssanym z palca złośliwym elementem odbicia. Dlaczego Olewnik przed sądem nie dochodził swego, skoro mówi, że dostałem od niego milion złotych? - pytał Rutkowski.
"Pieniądze mógł wyłudzić informator agencji"
Zasugerował też, że pieniądze mógł wyłudzić od rodziny informator agencji Andrzej K., z którym współpracował ws. wyjaśniania innych porwań i kradzieży samochodów. - Cieszę się, że mogę przed komisją wyjaśnić nieoficjalne zarzuty, jakie mi się stawia - bo żadna policja ani prokuratura nie postawiła mi zarzutów w tej sprawie - mówił. - Gdybym wziął choć złotówkę poza fakturą, pewnie dziś bym siedział - stwierdził Rutkowski.
Według detektywa, to Andrzej K. próbował - powołując się na swoje związki z biurem detektywistycznym - dotrzeć do rodziny Olewników jesienią 2001 r., tuż po porwaniu Krzysztofa Olewnika. On sam - jak zeznał - z Włodzimierzem Olewnikiem zetknął się około półtora roku po uprowadzeniu, a wcześniej kontaktowała się z nim córka Olewnika.
"Prowokacja"
Rutkowski tłumaczył, że niechęć rodziny Olewników w stosunku do niego wynika z faktu, iż pozostają oni pod wpływem grupy ludzi (m.in. Jerzego Dziewulskiego). Wśród tych osób - zdaniem detektywa - są jego wrogowie, którzy - jak stwierdził - dopuścili się wobec niego prowokacji.
Jak relacjonował, do jego biura zgłosiła się dziewczyna, która bardzo chciała tam pracować. By zdobyć tę pracę, zaoferowała detektywowi "dobre stosunki z Olewnikiem". Przedstawiła się jako była pracownica Olewnika. Jak się okazało - mówił Rutkowski - w rzeczywiści jej matka była księgową Olewników.
Rutkowski ujawnił, że dziewczyna starała się też o jego względy. Zaprosiła go do hotelu w Warszawie, gdzie "miało dojść do zbliżenia". W pokoju obok przebywało dwóch mężczyzn, którzy mieli być świadkami "gwałtu" - opowiadał Rutkowski. Jednak do niczego nie doszło, bo - jak sam stwierdził - czuł, że coś jest nie tak.
"Porwany, bo myślał, że wszystko mu wolno"
Według Rutkowskiego, Krzysztof Olewnik został porwany, bo "myślał, że wszystko mu wolno". Detektyw zauważył, że impreza z października 2001 r., po której go porwano, była zorganizowana dla funkcjonariusza policji, którego miał przeprosić za to, że wcześniej mu naubliżał. - Na takich imprezach załatwiało się nieformalnie pozwolenia na broń - kosztowało to 10 tys. zł - powiedział Rutkowski, powołując się na uzyskane informacje.
Ocenił on, że motywem porwania nie były interesy, które prowadzić miał Krzysztof Olewnik. - To nie był żaden biznesmen. Do jakiego biznesu się nie dotknął, to wszystko padało. Nie porywa się biznesmenów, bo biznesmen musi przygotować kasę na okup. Porywa się jego dzieciaka - powiedział. Zastrzegł, że choć o zmarłych nie mówi się źle, to zdobyte przez biuro informacje nie ukazywały Krzysztofa Olewnika w dobrym świetle - stąd trwające dłuższy czas założenie, że Olewnik mógł sfingować swoje porwanie.
"Problem pana Olewnika"
Rutkowski przyznał też, że jego biuro korzysta z płatnych informatorów, także w środowiskach przestępczych. - Płacimy za informacje, ale sprawdzone - powiedział. Potem dodał: - Jeśli pan Włodzimierz Olewnik próbował robić coś na własną rękę, poszedł w układy z przestępcami nie informując o tym mnie, to dziś mamy problem, to jest problem pana Olewnika i odpowiedzialność karna tych, którzy wzięli pieniądze - powiedział.
Spięcia z posłami
Podczas przesłuchania doszło do spięć słownych między Krzysztofem Rutkowskim a Zbigniewem Wassermannem (PiS). Gdy Wassermann pytał go o nieprawidłowości w niektórych akcjach jego biura, Rutkowski odparł, że to kłamstwo i zażądał od szefa komisji Marka Biernackiego (PO), by "zdyscyplinował" Wassermanna. Szef komisji odmówił.
"Autoprezentacja - bardzo dobry. Ale mija się z faktami"
Mec. Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników, który jest stałym obserwatorem prac komisji śledczej, zeznania Rutkowskiego skomentował krótko: - Autoprezentacja - bardzo dobry. Ale mija się z faktami.
Adwokat podkreślił, że Rutkowski powtarza te same argumenty co policjanci, którym prokuratura postawiła zarzuty w tej sprawie. - Mówi to jako usprawiedliwienie braku postępów w sprawie, jak również swoich zaniedbań. Nasuwa się wniosek, że i on, i policjanci mieli te same złe źródła informacji - dodał.
Źródło: TVN24, PAP