Marcin Popowski detektyw, który pomagał rodzinie Olewników stawia poważne zarzuty pod adresem funkcjonariuszy CBŚ. Podczas zeznań przed sejmową komisją ds. zbadania okoliczności śmierci Krzysztofa Olewnika ujawnił kulisy kontaktów z funkcjonariuszami. - Nadzór pracy policji to fikcja, a ta sprawa (Olewnika-red.)to przykład zamiatania błędów pod dywan. Wiem, że moja wiedza może zaszkodzić wielu policjantom - stwierdził.
Detektyw został wynajęty przez rodzinę Olewników od 2004 roku i badał działania policjantów, którzy prowadzili sprawę porwania Krzysztofa Olewnika. Po kilku miesiącach pracy przy sprawie Olewnika postawił tezę o współudziale funkcjonariuszy policji w samym porwaniu lub zacieraniu śladów. - Rozglądałem się więc za nieprawidłowościami w pracy policji – mówił Popowski.
Sprawa Krzysztofa Olewnika pokazuje mechanizm markowania czynności w toku śledztwa w sprawie zbrodni i złej woli funkcjonariuszy Marcin Popowski
Już na początku przesłuchania złożył specjalne oświadczenie. Mówił, że w sprawie Olewnika kontrola wewnętrzna w organach ścigania była fikcją. - Sprawa Krzysztofa Olewnika pokazuje mechanizm markowania czynności w toku śledztwa w sprawie zbrodni i złej woli funkcjonariuszy - mówił. Jak dodał, w szczególności chce podkreślić "zbiorową gotowość aparatu ścigania do zamiatania błędów pod dywan".
"Nadzór pracy policji to fikcja"
Jak mówił "inicjatywę uczciwych funkcjonariuszy organów ścigania oraz ich wolę działania na rzecz prawa krępuje często prywatny interes zwierzchników".
Popowski wielokrotnie i jako jeden z pierwszych zwracał uwagę na to, że działania policji sprowadzały sprawę na fałszywe tory. Jego zdaniem, policja mogła szybko odbić uprowadzonego Krzysztofa Olewnika, jednak na każdym etapie śledztwa - według niego - postępowano skandalicznie. Nie sprawdzono alibi lokalnych przestępców, uparcie forsowano wersję o samouprowadzeniu Krzysztofa. Wówczas zdecydował, że "całokształt zdobytej wiedzy zestawiony z zawieszeniem śledztwa w próżni powinien rozsądnych ludzi przyprawić o wniosek, że coś jest nie tak". - Dysponując takim przekonaniem zdecydowałem się na rozmowę z inspektorem Mirosławem G., oficerem CBŚ KGP nie wiedząc, że jest członkiem specgrupy badającej sprawę Olewnika – tłumaczył.
Dziś wiem, że moja wiedza przekazana Włodzimierzowi Olewnikowi może zaszkodzić wielu policjantom z Komendy Głównej Policji i z Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Wiem też, że Włodzimierza Olewnika nakłaniano do obciążania mnie Marcin Popowski
Liczył, że Mirosław G. pomoże
Jak dodaje, liczył wówczas, że policjant powiadomi swoich przełożonych o nieprawidłowościach w prowadzonym śledztwie. - Czas jednak pokazał, że moja działalność miała zasadniczy minus, była wbrew linii prowadzenia tej sprawy przez policję i prokuraturę. Oznacza to, że nikt z organów ścigania nie był zainteresowany tym czy moja wiedza jest prawdziwa i na ile przydatna do uratowania życia Krzysztofa. Ta wiedza lub moje stanowisko stały się zagrożeniem na tyle realnym, że postanowiono mnie odizolować osadzając w areszcie na podstawie materiałów w części sfabrykowanych, a po części pozyskanych nielegalnie – tłumaczył.
Zatrzymany w brutalny sposób
Tym samym zaprzeczył przed sejmową komisją śledczą ds. Krzysztofa Olewnika, by "wyciągał" informacje od policjanta z CBŚ Mirosława G., o co jest obecnie oskarżony. Jak tłumaczył jedynie przekazywał G. swoje informacje.
Oskarżając policjantów Popowski mówił także o kulisach jego zatrzymania. - Zatrzymano mnie w sposób brutalny i aresztowano w marcu 2006 roku. Nie byłam wówczas uzbrojony i nie stawiałem opru - dodał. Zaznaczył, że dostępny jest w internecie film z jego zatrzymania. - Tymczasem policja już 15 minut po jego zatrzymaniu opublikowała fałszywe komunikaty. Informowano, że znaleziono u mnie karabiny maszynowe, granaty i narkotyki. A także, że korumpowałem policjantów. To rozpętało szaleństwo mediów - dodaje. Jak tłumaczy później ukazał się także gotowy materiał na który nabrano dziennikarzy, a kadry pochodziły ze zbrojowni.
Podczas zeznań Popowski zgłosił wiele pretensji pod adresem, prowadzącego sprawę Olewnika, funkcjonariusza CBŚ Grzegorza K. Według Popowskiego, jego rozmówcy z "branży" detektywistycznej i policyjnej wiele razy dziwili się "jak tak niekompetentny człowiek dostał tyle władzy". To K. miał forsować tezę o samouprowadzeniu Krzysztofa Olewnika.
Detektyw stwierdził także, że policja ukrywała dowody w sprawie Krzysztofa Olewnika. Gdy jednak szef komisji Marek Biernacki (PO) zapytał, czy ma na to dowody, detektyw odparł: "fizycznie nie".
Drugie dno sprawy ...
Popowski oświadczył także, że przed laty był związany z warszawskimi strukturami SLD i stąd znał polityków tego ugrupowania - m.in. Ryszarda Kalisza czy Jerzego Dziewulskiego, który skontaktował go z rodziną Olewników. - Dziś wiem, że moja wiedza przekazana Włodzimierzowi Olewnikowi może zaszkodzić wielu policjantom z Komendy Głównej Policji i z Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Wiem też, że Włodzimierza Olewnika nakłaniano do obciążania mnie - mówił detektyw.
Jak podkreślił nie wierzy, by sprawa Olewnika - "z takimi ofiarami i takimi kosztami" - trwała do dziś, gdyby nie było w niej drugiego dna. - Ona do dziś nie jest do końca czysta, nie wszystko jest jasne - zakończył Popowski.
Olewnik wierzy Popowskiemu
W 2006 roku Popowski został aresztowany i spędził za kratami dziewięć miesięcy. Ciążą na nim dwa akty oskarżenia, zarzuca się mu m.in. nakłanianie policjantów do przekroczenia obowiązków, czyli przekazywania mu informacji.
Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa nie ma wątpliwości: - Pan Popowski padł ofiarą swojej wiedzy na temat uprowadzenia i zamordowania syna - ocenił biznesmen w Poranku TVN24. - Uważam, że posiadając tę wiedzę, uknuto intrygę aby go zamknąć i zamknąć mu usta - dodał.
eko//kdj//mat
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24