- Jeśli okazałoby się to prawdą, mielibyśmy do czynienia z rażącym naruszeniem prawa - tak o informacjach, do których dotarli Jarosław Jabrzyk i Bertold Kittel mówił w "Teraz MY!" Zbigniew Ćwiąkalski. Dziennikarze ustalili, że CBA, prawdopodobnie wbrew prawu, "polowało" na wiceministra sprawiedliwości Mariana Cichosza.
Na większość pytań dziennikarzy "Teraz MY!" minister sprawiedliwości nie dopowiedział, tłumacząc, że nie może.
"Wierzę, że CBA nie złamało prawa"
Zbigniew Ćwiakalski przyznał jednak, że - hipotetycznie - gdyby CBA wystąpiło o zgodę na podsłuchiwanie jego bliskiego współpracownika, a wniosek byłby dobrze udokumentowany, to on podpisałby się pod nim. - Ale ostatecznie decyzję i tak podejmowałby sąd - zwracał uwagę.
Minister zastrzegł także, że o szczegółach całej sprawy, którą ujawnili dziennikarze "Newsweeka" i TVN wcześniej nie wiedział. Zaznaczył, że "w państwie prawa jest niemożliwe żeby służby działały wbrew niemu" i wierzy, że CBA tego prawa nie złamało.
- Nie mogę odpowiedzieć jednak, czy Biuro rzeczywiście działało w tej sprawie legalnie. Na razie znam tylko wersję CBA (że żadne działania przeciwko wiceministrowi Marianowi Cichoszowi nie były prowadzone - red.). Gdyby było tak, jak przedstawili to dziennikarze, to rzeczywiście moglibyśmy mówić o naruszeniu prawa. Ale tylko pod warunkiem, że tak było naprawdę. Rozumiem, że panowie chcieliby ode mnie deklaracji w stylu "już nikt, nigdy, przez tego pana (Mariusza Kamińskiego, szefa CBA) podsłuchiwany nie będzie". Ale ja tak nie działam. To poważna sprawa i muszę się z nią zapoznać - mówił minister.
Jak zapewnił Ćwiąkalski, do końca tygodnia ma zostać przygotowany raport dotyczący tego, jakie kręgi zatoczyło śledztwo prowadzone przez radomską prokuraturę ws. powoływania się na wpływy w ministerstwie sprawiedliwości.
"W sprawie CBA chodzą stenogramy"
O rzekomym "polowaniu na wiceministra Cichosza" rozmawiali wcześniej w "Magazynie 24 godziny" pełnomocnik rządu do walki z korupcją Julia Pitera i były marszałek Sejmu Ludwik Dorn.
Pitera zaznaczyła, że sprawdzenie tego, czy działania CBA mieściły się w zakresie obowiązujących przepisów prawa powinno być teraz priorytetem dla prokuratury. Minister przyznała też, że oświadczenie wystosowane przez Biuro, które było reakcją na śledztwo dziennikarzy, "nie jest satysfakcjonujące".
Biura i jego działań bronił natomiast Ludwik Dorn. Były szef MSWiA zarzucił przy okazji Piterze niekompetencję. - Sprawa legalności działań służb to jedno wielkie nic, obudowane oburzeniem pana Cichosza i pani Pitery – ocenił. Według byłego ministra, na działanie operacyjne jakie prowadziło CBA nie potrzeba było zgody sądu. – Minister Cichosz był przecież podsłuchiwany. Na takie działania potrzeba zgody sądu - ripostowała Pitera. – Skąd Pani to wie? – dopytywał Dorn. - Chodzą stenogramy – odpowiedziała Pitera.
Uwaga akcja! Tylko ci-cho-sza
O tym, że CBA prowadziło przeciwko Cichoszowi tajną akcję, która mogła być nielegalna, dowiedzieli się dziennikarze "Newsweeka" i TVN Jarosław Jabrzyk i Bertold Kittel.
Kilka tygodni po objęciu władzy przez koalicję PO-PSL podwładni Mariusza Kamińskiego mieli dostać sygnał, że na zastępcę Zbigniewa Ćwiąkalskiego powołuje się pośrednik, oferujący za pieniądze pomoc skazanemu bandycie. Według informacji dziennikarzy, CBA natychmiast rozpoczęło przeciw wiceministrowi tajną operację. Kittel i Jabrzyk dotarli do osoby, która brała w niej udział. Z jej relacji wynika, że CBA chodziło tylko o jedno - o Cichosza.
Akcja miała trwać około pół roku. Nagrano dziesiątki rozmów, przeprowadzono wiele spotkań. Wiele szczegółów pozostaje jednak tajemnicą. Na podobne akcje CBA musi mieć zgodę sądu i prokuratora generalnego. Jak jednak dowiedzieli się dziennikarze, Biuro nigdy nie wystąpiło z wnioskiem, w którym znajdowałoby się nazwisko Mariana Cichosza. To może wskazywać, że operacja była nielegalna, a CBA mogło wykorzystać sygnał o rzekomej korupcji Cichosza, do inwigilowania bezpośredniego otoczenia ministra sprawiedliwości.
Źródło: TVN, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn