Kiedy polscy deputowani brali udział w debatach w Parlamencie Europejskim poświęconych łamaniu praworządności w Polsce, byli określani przez PiS mianem zdrajców, donoszących na własny kraj. I oto szef rządu PiS-owskiego jedzie do Stanów Zjednoczonych, żeby powiedzieć, że w Polsce wymiar sprawiedliwości jest w rękach takich samych ludzi jak kolaboranci Vichy - powiedział w "Kropce nad i" Włodzimierz Cimoszewicz. - To jest po prostu haniebne zniesławienie Polski, nie tylko sędziów - dodał.
- Sądownictwo - poza prywatnymi niezależnymi mediami - to są resztki obszarów niezależności od władzy PiS-u - ocenił Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, kandydat Koalicji Europejskiej do Parlamentu Europejskiego.
"Tego klocka brakuje im jeszcze w konstrukcji systemu autorytarnego"
- Mimo że udało się w wymiarze sprawiedliwości, zwłaszcza w prokuraturze, częściowo w sądach, część ludzi zastraszyć, skorumpować, ogromna większość nadal dzielnie broni niezależności sądownictwa. To rozwściecza ludzi z PiS-u - mówił. - Tego klocka brakuje im jeszcze w całej konstrukcji systemu autorytarnego, nad którym by sprawowali całkowitą kontrolę - dodał.
Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego, który w ubiegłym tygodniu porównał funkcjonowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości do francuskiego reżimu kolaborującego z nazistowskimi Niemcami.
Podczas dyskusji zorganizowanej na Uniwersytecie Nowojorskim szef rządu - mówiąc o przeprowadzanych zmianach w sądownictwie - stwierdził, że "duża część tego systemu jest skorumpowana". - Nie możemy dyskutować tutaj o jednym elemencie czy kolejnym elemencie, wybierając je z całości - mówił Morawiecki. - Dla mnie to jest taka sytuacja, którą możemy porównać z Francją w okresie post-Vichy [francuski reżim kolaborujący z nazistowskimi Niemcami w czasie II wojny światowej - przyp. red.] - ocenił. Jak dodał, "Charles de Gaulle [generał, prezydent powojennej Francji - przyp. red.] kompletnie przebudował system".
"Przeprosiny byłyby gestem natury moralnej, nie wytarłyby tego z pamięci"
Pytany, czy premier powinien przeprosić, Cimoszewicz odpowiedział, że to jest oczywiste. - Przeprosiny byłyby gestem natury moralnej, natomiast nie wytarłyby tego z pamięci - powiedział.
- W jednym z dzisiejszych programów w państwa telewizji przypomniano, że dzisiaj średnia wieku sędziego to jest niewiele ponad 40 lat, czyli 30 lat temu, kiedy zaczęły się polskie przemiany polityczne, ci ludzie mieli po 10, 11 lat. Ich wszystkich w taki sposób klasyfikować? To jest po prostu haniebne - ocenił.
"Haniebne zniesławienie Polski"
- Proszę zauważyć niezwykłą hipokryzję. Kiedy polscy deputowani brali udział w debatach w Parlamencie Europejskim poświęconych łamaniu praworządności w Polsce, byli określani przez PiS mianem zdrajców, donoszących na własny kraj. I oto szef rządu PiS-owskiego jedzie do Stanów Zjednoczonych, żeby powiedzieć, że w Polsce wymiar sprawiedliwości jest w rękach takich samych ludzi jak kolaboranci Vichy - skomentował były premier.
Podkreślił, że "to jest po prostu haniebne zniesławienie Polski". - Nie tylko sędziów. Ich to dotyczy indywidualnie, ale oto szef polskiego rządu uważa się za upoważnionego do podłego przedstawiania wizerunku naszego kraju - mówił.
Pytany, czy premier powinien stanąć przed Trybunałem Stanu, odparł: - To są skandale natury moralnej i politycznej, natomiast wszystkie działania ludzi odgrywających istotne role w obecnej władzy, dotyczące stosowania prawa, naruszania prawa, nadużywania prawa, powinny być ze spokojem, profesjonalnie, z prawnego punktu widzenia, przeanalizowane.
"Jaki sens ma tego typu dyskusja o oświacie?"
Włodzimierz Cimoszewicz odniósł się także do strajku nauczycieli. We wtorek w Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" odbyły się rozmowy związkowców, pracodawców i strony rządowej w sprawie oświatowego okrągłego stołu, zaproponowanego przez premiera Mateusza Morawieckiego. Kierownictwo Związku Nauczycielstwa Polskiego poinformowało po nich, że nie weźmie udziału w tych obradach. Podobne stanowisko zajęły Forum Związków Zawodowych oraz Wolny Związek Zawodowy "Solidarność-Oświata".
- Nikt nie zna formuły tego okrągłego stołu. Czy to miałoby być zgromadzenie z udziałem bardzo dużego grona ludzi, setek, tysięcy? - zastanawiał się.
- Jaki sens ma tego typu dyskusja o oświacie? To jest dyskusja wymagająca profesjonalizmu, fachowości, doskonałej znajomości problemów. W tej chwili to, co się wiąże ze strajkiem, nie dotyczy ogólnej debaty o oświacie, która jest oczywiście potrzebna, ale nie do załatwienia przy takiej okazji. Dotyczy rozwiązania problemów socjalno-bytowych, płacowych nauczycieli - mówił.
"Jeżeli dla Kaczyńskiego można znaleźć ponad 40 miliardów, to dlaczego nie można znaleźć dla nauczycieli?"
Na uwagę, że premier mówi, że nie ma więcej pieniędzy, Cimoszewicz odparł: - Gdyby on to powiedział trzy miesiące temu, wtedy, kiedy uchwalano budżet, to ja bym poważnie traktował takie słowa, bo jako były premier wiem, że są granice rozciągliwości budżetu.
- Ale po uchwaleniu ustawy budżetowej pod koniec stycznia, parę tygodni później na mityngu partyjnym PiS-u pan Jarosław Kaczyński wystąpił w roli świętego Mikołaja i rozdał ponad 40 miliardów złotych, których nie było w budżecie. Więc jeżeli dla Kaczyńskiego można znaleźć ponad 40 miliardów, żeby jego obietnice realizować (…), to dlaczego nie można znaleźć dla nauczycieli? - pytał.
Zdaniem byłego premiera "ta decyzja Kaczyńskiego i poparcie tego przez rząd były swoistą iskrą zapłonową dla wszystkich grup społeczno-zawodowych".
We wtorek po raz pierwszy przedstawiciele Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego (OMKS) - zrzeszającego strajkujących nauczycieli nienależących do związków zawodowych - poinformowali, że komitet podjął decyzję o przeprowadzeniu klasyfikacji uczniów.
Cimoszewicz powiedział, że uczniowie powinni być sklasyfikowani, jednak zastrzegł, że popiera strajk nauczycieli. - Uważam, że rząd ponosi odpowiedzialność za nieodpowiedzialne działania w innych obszarach. Ale jednocześnie uczniowie nie powinni na tym stracić, zwłaszcza maturzyści - podkreślił.
"Nauczyciele muszą się liczyć z trzema przeciwnikami"
- Nauczyciele muszą się liczyć w ramach tego strajku z trzema przeciwnikami: jednym jest rząd, drugim - telewizja publiczna, a trzecim - ewentualnie krytycznie nastawiona większość opinii społecznej - przyznał.
Jak dodał, "początkowo ten strajk cieszył się poparciem większości obywateli, potem zaczęło się to zmieniać". - Te proporcje, czy dysproporcje nie są jeszcze dramatycznie złe z punktu widzenia strajku, ale się zmieniają na niekorzyść nauczycieli - mówił były premier.
"To jest klasyczna definicja mafii"
Cimoszewicz był pytany także o postanowienie Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uchyliło decyzję o odmowie budowy wieżowca przez spółkę Srebrna.
- Nie jest dobrze, jeżeli szef partii rządzącej załatwia tego typu rzeczy, jeżeli jest deweloperem, jeżeli chce budować superwieżowce za ponad miliard złotych, które mają przynosić potem zysk i wykorzystuje do tego swoje wpływy w państwie - skomentował były premier.
- Tego typu przemieszanie władzy politycznej z ekonomiczną jest charakterystyczne dla państw przeżartych przez wpływy mafijne. To jest mafia. To jest klasyczna definicja mafii. Mamy do czynienia ze zjawiskami mafijnymi. Jeżeli nawet będą zachowane pozory legalności (…), to nie zmieni postaci rzeczy, że mamy do czynienia z czymś zdemoralizowanym, nieakceptowalnym z moralnego punktu widzenia, ale także z punktu widzenia oceny jakości państwa - ocenił.
"Taśmy Kaczyńskiego"
O planach budowy stało się głośno wskutek publikacji "Gazety Wyborczej". W serii artykułów opisała, że w inwestycję przy ul. Srebrnej miał być zaangażowany austriacki biznesmen Gerald Birgfellner. Jarosław Kaczyński miał jednak wstrzymać inwestycję ze względu na między innymi nieprzychylność władz stolicy. Według "GW" spółka Srebrna miała odmówić zapłaty Austriakowi za wykonaną pracę.
Jak podawała "GW", bank Pekao SA miał zgodzić się sfinansować przygotowanie inwestycji przez firmy Birgfellnera za kwotę 15,5 miliona euro i miał zapewnić finansowanie w wysokości 300 milionów euro, czyli około 1,3 miliarda złotych.
Austriak utrzymuje, że przekazał w kopercie 50 tys. zł dla księdza Rafała Sawicza, który wówczas zasiadał w Radzie Fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego. Bez zgody całej rady spółka Srebrna, na gruncie której miała stanąć inwestycja, nie mogła dojść do skutku. Koperta miała skłonić księdza, by złożył podpis pod uchwałą rady pozwalającą na rozpoczęcie inwestycji.
Gerald Birgfellner, po złożonym przez jego pełnomocników zawiadomieniu, jest przesłuchiwany w stołecznej Prokuraturze Okręgowej.
Autor: kb//tr/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24