Według najnowszych danych zebranych przez "Dziennik", Polacy polubili tak bardzo dostępne bez recepty tabletki przeciwbólowe, że zażywają je bez umiaru i uzasadnionej potrzeby. Nadmiar leków bez recepty połykanych tabletka za tabletką powoduje, że do szpitali trafia coraz więcej osób z ciężkimi zatruciami.
- Tylko w tym roku na oddziały toksykologiczne trafiło ponad tysiąc osób, zaś kolejne kilka tysięcy leczyło się w zwykłych szpitalach lub przychodniach. Kilkoro z nich zmarło - pisze "Dziennik".
7-8 pigułek na dobę
Tragicznie zakończyło się samodzielne dawkowanie leków dla 29-letniego Tomka ze Śląska. Mężczyzna wyjeżdżając do pracy w Londynie zabrał ze sobą zapas tabletek z ibuprofenem. Kiedy zaczął mieć problem z zębami, a nie miał czasu na dentystę sam dawkował sobie lek przeciwbólowy. W ciągu doby brał nawet siedem, osiem pigułek dziennie.
Po kilku tygodniach jego stan zaczął się pogarszać, mężczyzna zaczął słabnąć. Musiał zrezygnować z pracy, a po powrocie do kraju trafił do Kliniki Hematologii w Katowicach. Tam rozpoznano u niego ciężką anemię. Jak się okazało ibuprofen zupełnie zniszczył mu szpik. Po trzech miesiącach mężczyzna zmarł.
Prawie jak epidemia
Historia dramatyczna, ale nie odosobniona. W całym kraju do dziesięciu ośrodków toksykologii klinicznej w ciągu tego roku trafiło niemal 1,5 tys. pacjentów z ciężkimi zatruciami tabletkami przeciwbólowymi.
Kilku z nich nie udało się uratować. Lekarze są zgodni: zjawisko zaczyna przypominać epidemię.
"To nie guma do żucia"
- Tabletki przeciwbólowe są dla ludzi. To lekarstwa naprawdę potrzebne i z zasady bezpieczne - mówi Ryszard Feldman, ordynator ośrodka toksykologii w Warszawie. - Problem pojawia się, gdy zaczynamy je traktować jak gumę do żucia, nosimy przy sobie i bierzemy na najmniejszy nawet ból - dodaje.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24