Nurgali Kulbasow założył rodzinę, ma czwórkę dzieci, które jednak nie noszą jego nazwiska. Z żoną też nie może zawrzeć ślubu, bo nie ma żadnego obywatelstwa. Boi się, że przyjadą którejś nocy i wywiozą go z kraju - relacjonuje "Gazeta Lubuska"
Nurgali służył w jednostce Armii Radzieckiej w Świętoszowie. Kiedy w 1991 roku dowiedział się, że będą już wracać do Rosji, uciekł. Nie myślał, co będzie dalej. Byleby opuścić koszary i nie wracać do biedy w rodzinne strony. Przez ogrodzenie wyszedł w mundurze radzieckiego sołdata. Chciał dotrzeć do granicy i dalej do Niemiec. Po drodze spotkali go Polacy, szybko zorientowali się, że jest dezerterem. Dali mu cywilne ubranie. W końcu przedarł się przez las do granicy z Niemcami.
- Stałem nad rzeką graniczną i zastanawiałem się, co robić, w końcu zawróciłem i zostałem w Polsce - wspomina. Trafił do Sieniawy Żarskiej, zapukał do jednego z domów i poprosił o papierosy. Dostał też jedzenie. Rodzina go przygarnęła. Tam poznał Patrycję. Po roku przenieśli się razem do Sieciejowa. Obecnie mają dwóch synów i dwie córki, Najstarsza jest Kamila, ma 14 lat, najmłodszy - pięcioletni Michał, są też Patryk (12 lat) i Ula (11 lat). Nurgali i Patrycja pracują dorywczo, gdzie się da. Mieszkanie mają przyzwoicie urządzone. Półtora roku temu na bazar w Żarach wkroczyła Straż Graniczna i kontrolowała dokumenty. - Przyczepili się do moich - opowiada gazecie Nurgali. A jego papier, to...czerwony dowód osobisty obywatela nieistniejącego już ZSRR. Strażnicy osłupieli, że przez tyle lat mieszkał w Polsce bez paszportu. Trafił do aresztu, zaczęły się przesłuchania. Nurgali i jego rodzina stracili spokój.
- Skąd miałem wziąć paszport, skoro byłem dezerterem, a Związek Radziecki się rozpadł? – pyta Nurgali. Po interwencjach u wojewody został wypuszczony, ale co miesiąc meldował się na strażnicy. Podobno szykowano decyzję o deportacji. - Nie wyobrażam sobie, żeby mi zabrali ojca naszych dzieci i wydalili go z kraju – wzdycha Patrycja. Próbowaliśmy załatwić sprawę przez adwokata. Nic nie zrobił, tylko wziął pieniądze. Nie mogę pojąć, dlaczego sprawy nie można uporządkować, przecież Nurgali mieszka w Polsce już 15 lat? Chcemy wziąć ślub, żyć normalnie, a nie w strachu - mówi "Gazecie Lubuskiej".
Mariusz Skrzyński, rzecznik prasowy Lubuskiego Oddziału Straży Granicznej uspokaja, że Nurgali nie zostanie deportowany z kraju. - To dzięki strażnikom z Olszyny, którzy pomogli temu człowiekowi. Mieliśmy problem z ustaleniem jego miejsca urodzenia, bo twierdził, że urodził się w Kazachstanie. Skorzystaliśmy z pomocy Interpolu. Okazało się, że urodził się w Uzbekistanie. Nic mu nie grozi. Nie musi jechać po papiery w ojczyste strony. Dokumenty ściągniemy drogą służbową, a potem musi dostać zgodę na pobyt w Polsce. Jesteśmy w stałym kontakcie z wydziałem ds. uchodźców Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego"- informuje "Gazetę Lubuską" rzecznik.
Źródło: "Gazeta Lubuska"